Przepraszam Was. Ciągle mam pomysł i plan na dalsze części, więc uspokajam - na pewno będzie kontynuacja, lecz nie mam pojęcia kiedy:(
Niebawem na pewno się pojawie!
Trzymajcie się. Ściskam mocno.
N.
seen with eyes of black_girl
* wyobraźnia moją przyjaciółką. *
niedziela, 3 maja 2015
piątek, 20 marca 2015
miłość wszystko wybacza, we wszystkim pokłada nadzieję IV
Wyszedłem ze szpitalnego bufetu w prędkości światła. Nie zważałem na to, że potrąciłem dwóch starszych mężczyzn. Gnałem przed siebie. Pragnąłem uciec gdzieś daleko. Gdzieś gdzie nie spotkałbym jej, mógłbym pobyć sam ze sobą, daleko od tego popieprzonego świata. Wyszedłem na świeże powietrze, oddychałem szybko, rozglądnąłem się po parkingu i postanowiłem ochłonąć na jednej z drewnianych ławek w szpitalnym parku. Usiadłem i oparł głowę o dłonie. Po raz pierwszy w życiu czułem się tak wewnętrznie rozdarty. Po raz pierwszy nie miałem pojęcia co dalej począć. Pogubiłem się. Kochałem i nienawidziłem jej jednocześnie. Czy to możliwe? Tak, te uczucia toczyły w mnie walkę... i tak jak na wojnie, jest tylko zwycięstwo i porażka, życie i śmierć... tak teraz, muszę podjąć właściwą decyzję, by później tego nie żałować.. Straciłem cały swój świat. Ona była moim słońcem, deszczem, sensem istnienia. I tylko ona mogła tak mnie skrzywdzić, tylko rany zadane przez nią, tak bolą. To straszne, jak życie może zrujnować kilka wypowiedzianych niespodziewanie słów, w ciągu kilku sekund.
Podniosłem się z ławki i ruszyłem w stronę zaparkowanego, szarego samochodu. Wsiadłem i zamknąłem za sobą drzwi. Odpaliłem silniki i odjechałem. Był dość ciepły marcowy wieczór. Słońce mozolnie chowało się za horyzontem, zostawiając za sobą pomarańczowo-granatowy ślad. Tą porę dnia lubiłem najbardziej, szczególnie jadąc samochodem, mogłem podziwiać zachód i kolorowe niebo. To było jedno z naszych wspólnych, ulubionych zajęć. Musiałem zatankować samochód więc zjechałem na najbliższą stację benzynową, Stanąłem przy zbiorniku z benzyną, nie wiedząc co mnie czeka. Wysiadłem z auta, zatankowałem bak i ruszyłem w stronę budynku, w celu zapłaty. Stałem w kolejce, gdy nagle do pomieszczenia wpadło dwóch zamaskowanych mężczyzn. Jeden z nich miał w dłoni broń. Wystraszyłem się nie na żarty. Nie docierało do mnie, że własnie jestem świadkiem napadu. Drugi z bandytów zaczął grozić pracownikowi. W pomieszczeniu panował chaos, klienci poupadali na ziemie, unosząc obie ręce w górę. Osłoniłem swoim ciałem ciężarną kobietę. Wszystko działo się bardzo szybko. Kasier za ladą momentalnie pobladł, gdy wysoki, barczysty mężczyzna skierował w niego pistolet i rozkazał mu otowrzyć kasę. Mężczyzna posłusznie wykonał polecenie. Trzęsącymi się rękoma otworzył szufladkę i wyjął z niej całą zawartość. Drugi z bandytów podszedł do mnie. W tym momencie moje serce podeszło do gardła, lecz nie dałem tego po sobie poznać.
-Wstawaj! - rozkazał. Zrobiłem to o co poprosił. - Ściągaj obrączkę! - przez moment nie dotarły do mnie jego słowa. Po prostu się tego niespodziewałem. - No już! Ruszaj się! - Dopiero jego donośny krzyk zawrócił mnie na ziemie. Z bólem wykonałem polecenie. Była to bowiem jedyna cenna pamiątka, która mi pozostała, jedyny dowód miłości mojej i Hany.
Tymczasem Hana postanowiła przejść się po szpitalu, gdyż nie mogła znieść samotnego siedzenia przy stoliku, gdzie jeszcze niedawno siedział jej ukochany. Postanowiła przejść się po szpitalu i odwiedzić oddział ginekologiczny. Wyszła na korytarz i ruszyła w stronę winy. Kiedy znalazła się na I piętrze, tuż zza rogu wpadła na nią zdyszana Ola, która właśnie pędziła na izbę przyjęć.
-Jeju, przepraszam Hana.. Nie wiedziałam Cię.
-W porządku, coś się stało? - zapytała zmartwiona kobieta
-Słuchaj.. - Ola zaczęła się gubić - Tak, na pobliskiej stacji benzynowej doszło do strzelaniny, podobno Piotr też tam był. - młoda stażystka wypowiedziała zdanie jednym tchem. Dla ciężarnej kobiety był to szok. Przez chwilę, myślała że się przesłyszała.
-Ale jak to... jesteś pewna? - Hana stała osłupiała.
-Muszę iść, przepraszam. - Ola biegiem ruszyła w stronę izby.
Kobieta postanowiła jak najprędzej pojechać na stację, gdzie zdarzył się wypadek. Była bowiem bardzo zmartwiona o męża. Zbiegła na parter i udała się na parking, skąd z piskiem opon i duszą na ramieniu ruszyła w stronę stacji. W duchu modliła się, by Piotr był cały i zdrowy. Była przerażona. Serce waliło jej jak oszalałe, a w jej głowie był tylko ON.
Przy budynku ujrzała wóz policyjny, jego samochód i biało-czerwoną taśmę, która ogradzała wejście do pomieszczenia. Czuła narastające napięcie, w jej gardle ugrzązła wielka gula. Powstrzymywała płacz. Wybiegła z samochodu, trzaskając drzwiami. Przed wejściem stało dwóch policjantów, zapytała czy jest tu gdzieś jej mężczyzna.. Niestety, zaprzeczyli i kazali opuścić jej ogordzony teren. Ta ich nie posluchała i zaczęła dalej szukać. Nagle jej oczom ukazała się wysoka, dobrze rozpoznawalna przez nią, sylwetka. Szedł z rękami w kieszeni, odziany w płaszcz i granatowy szalik. Ona miała na sobie jedynie cienką kurtkę i pod spodem czerwony golf. Już nie tłumiła w sobie płaczu, na jego widok, całego, zdrowego, ulżyło jej. Gdy tylko go zobaczyła, pobiegła w jego stronę.
Zarzuciła dłonie na jego barki i wtuliła głowę w klatkę piersiową. Szlochała cicho. On nie odezwał się ani słowem. Oderwała się od niego i sporzała w jego smutne, pozbawione emocji oczy.
-Piotr.... - zaniosła sie płaczem i mocniej wtuliła się w niego.
-Odejdź.... - wypowiedział cicho, lecz szorstko te słowa.
-Piotr , porozmawiajmy proszę Cię.. - odsunęła sie od niego na kilka centymetrów. - Proszę..
Na jej twarzy widniały rozmazane ślady po makijażu, przetarła oczy i odwróciła wzrok.
On ruszył w stronę samochodu, a ona patrzyła tylko za jego śladem. Udała się powoli za nim. Oboje wsiedli do auta.
Po między nimi zapadła długa, przytłaczająca cisza, ta której oboje nie znoszą.Oboje toczyli wewnętrzną bitwę sami ze sobą. Żadne z nich nie wiedziało co dalej począć. Piotr był odwrócony bokiem i patrzł na jakiś punkt w oddali za szybą. Ona przyglądała mu się z tęsknotą. Obwiniała siebie. Teraz już tylko siebie... Ona była wszystkiemu winna.
Nie mogła znieść tego milczenia, więc spróbowała nawiązać kontakt...
-Wiesz.. - szepnęła.. - Nie mogę bez Ciebie spać... - jej oczy były przepełnione łzami i smutkiem. On nie dał ani jednego sygnału, ani jednego gestu. Jedynie mrugnął oczyma, by pozbyć się natrętnego pieczenia, który zwiastował..... płacz.... - Proszę Cię... Wiem, że to zo zrobiłam... Tego nie da się wybaczyć... - zacisnęła powieki i zagryzła wargi - Ale proszę.... Nie poradzę sobie bez Ciebie... - znów, taka sama sytuacja, brak rekacji z jego strony. Spjrzała na niego z ogromną tęsknotą i miłością.. Po policzkach spłynęły kolejne słone łzy. Zakryła twarz w dłoniach, by pohamować donośny szloch i wyszła z samochodu.
Bezradnie opuścił głowę, przecierając zmęczone powieki. Odpalił silnik, spojrzał w lusterko, w którym widać było kobietę, idącą ze spuszczoną głową. Patrzył na nią aż do momentu, w którym wsiadła do swojego pojazdu. Zdążył zauważyć, że o siebie nie dba... Znał ją na wylot... Jak nikt inny. Widział, że żałuje, że cierpi, że nie ma już sił, że źle to znosi, ale on nie mógł, po prostu nie mógł....
___________________________________________________________________________________________
za wszystkie błędy BARDZO przepraszam.
pozdrawiam Was ciepło:)
N.
Podniosłem się z ławki i ruszyłem w stronę zaparkowanego, szarego samochodu. Wsiadłem i zamknąłem za sobą drzwi. Odpaliłem silniki i odjechałem. Był dość ciepły marcowy wieczór. Słońce mozolnie chowało się za horyzontem, zostawiając za sobą pomarańczowo-granatowy ślad. Tą porę dnia lubiłem najbardziej, szczególnie jadąc samochodem, mogłem podziwiać zachód i kolorowe niebo. To było jedno z naszych wspólnych, ulubionych zajęć. Musiałem zatankować samochód więc zjechałem na najbliższą stację benzynową, Stanąłem przy zbiorniku z benzyną, nie wiedząc co mnie czeka. Wysiadłem z auta, zatankowałem bak i ruszyłem w stronę budynku, w celu zapłaty. Stałem w kolejce, gdy nagle do pomieszczenia wpadło dwóch zamaskowanych mężczyzn. Jeden z nich miał w dłoni broń. Wystraszyłem się nie na żarty. Nie docierało do mnie, że własnie jestem świadkiem napadu. Drugi z bandytów zaczął grozić pracownikowi. W pomieszczeniu panował chaos, klienci poupadali na ziemie, unosząc obie ręce w górę. Osłoniłem swoim ciałem ciężarną kobietę. Wszystko działo się bardzo szybko. Kasier za ladą momentalnie pobladł, gdy wysoki, barczysty mężczyzna skierował w niego pistolet i rozkazał mu otowrzyć kasę. Mężczyzna posłusznie wykonał polecenie. Trzęsącymi się rękoma otworzył szufladkę i wyjął z niej całą zawartość. Drugi z bandytów podszedł do mnie. W tym momencie moje serce podeszło do gardła, lecz nie dałem tego po sobie poznać.
-Wstawaj! - rozkazał. Zrobiłem to o co poprosił. - Ściągaj obrączkę! - przez moment nie dotarły do mnie jego słowa. Po prostu się tego niespodziewałem. - No już! Ruszaj się! - Dopiero jego donośny krzyk zawrócił mnie na ziemie. Z bólem wykonałem polecenie. Była to bowiem jedyna cenna pamiątka, która mi pozostała, jedyny dowód miłości mojej i Hany.
Tymczasem Hana postanowiła przejść się po szpitalu, gdyż nie mogła znieść samotnego siedzenia przy stoliku, gdzie jeszcze niedawno siedział jej ukochany. Postanowiła przejść się po szpitalu i odwiedzić oddział ginekologiczny. Wyszła na korytarz i ruszyła w stronę winy. Kiedy znalazła się na I piętrze, tuż zza rogu wpadła na nią zdyszana Ola, która właśnie pędziła na izbę przyjęć.
-Jeju, przepraszam Hana.. Nie wiedziałam Cię.
-W porządku, coś się stało? - zapytała zmartwiona kobieta
-Słuchaj.. - Ola zaczęła się gubić - Tak, na pobliskiej stacji benzynowej doszło do strzelaniny, podobno Piotr też tam był. - młoda stażystka wypowiedziała zdanie jednym tchem. Dla ciężarnej kobiety był to szok. Przez chwilę, myślała że się przesłyszała.
-Ale jak to... jesteś pewna? - Hana stała osłupiała.
-Muszę iść, przepraszam. - Ola biegiem ruszyła w stronę izby.
Kobieta postanowiła jak najprędzej pojechać na stację, gdzie zdarzył się wypadek. Była bowiem bardzo zmartwiona o męża. Zbiegła na parter i udała się na parking, skąd z piskiem opon i duszą na ramieniu ruszyła w stronę stacji. W duchu modliła się, by Piotr był cały i zdrowy. Była przerażona. Serce waliło jej jak oszalałe, a w jej głowie był tylko ON.
Przy budynku ujrzała wóz policyjny, jego samochód i biało-czerwoną taśmę, która ogradzała wejście do pomieszczenia. Czuła narastające napięcie, w jej gardle ugrzązła wielka gula. Powstrzymywała płacz. Wybiegła z samochodu, trzaskając drzwiami. Przed wejściem stało dwóch policjantów, zapytała czy jest tu gdzieś jej mężczyzna.. Niestety, zaprzeczyli i kazali opuścić jej ogordzony teren. Ta ich nie posluchała i zaczęła dalej szukać. Nagle jej oczom ukazała się wysoka, dobrze rozpoznawalna przez nią, sylwetka. Szedł z rękami w kieszeni, odziany w płaszcz i granatowy szalik. Ona miała na sobie jedynie cienką kurtkę i pod spodem czerwony golf. Już nie tłumiła w sobie płaczu, na jego widok, całego, zdrowego, ulżyło jej. Gdy tylko go zobaczyła, pobiegła w jego stronę.
Zarzuciła dłonie na jego barki i wtuliła głowę w klatkę piersiową. Szlochała cicho. On nie odezwał się ani słowem. Oderwała się od niego i sporzała w jego smutne, pozbawione emocji oczy.
-Piotr.... - zaniosła sie płaczem i mocniej wtuliła się w niego.
-Odejdź.... - wypowiedział cicho, lecz szorstko te słowa.
-Piotr , porozmawiajmy proszę Cię.. - odsunęła sie od niego na kilka centymetrów. - Proszę..
Na jej twarzy widniały rozmazane ślady po makijażu, przetarła oczy i odwróciła wzrok.
On ruszył w stronę samochodu, a ona patrzyła tylko za jego śladem. Udała się powoli za nim. Oboje wsiedli do auta.
Po między nimi zapadła długa, przytłaczająca cisza, ta której oboje nie znoszą.Oboje toczyli wewnętrzną bitwę sami ze sobą. Żadne z nich nie wiedziało co dalej począć. Piotr był odwrócony bokiem i patrzł na jakiś punkt w oddali za szybą. Ona przyglądała mu się z tęsknotą. Obwiniała siebie. Teraz już tylko siebie... Ona była wszystkiemu winna.
Nie mogła znieść tego milczenia, więc spróbowała nawiązać kontakt...
-Wiesz.. - szepnęła.. - Nie mogę bez Ciebie spać... - jej oczy były przepełnione łzami i smutkiem. On nie dał ani jednego sygnału, ani jednego gestu. Jedynie mrugnął oczyma, by pozbyć się natrętnego pieczenia, który zwiastował..... płacz.... - Proszę Cię... Wiem, że to zo zrobiłam... Tego nie da się wybaczyć... - zacisnęła powieki i zagryzła wargi - Ale proszę.... Nie poradzę sobie bez Ciebie... - znów, taka sama sytuacja, brak rekacji z jego strony. Spjrzała na niego z ogromną tęsknotą i miłością.. Po policzkach spłynęły kolejne słone łzy. Zakryła twarz w dłoniach, by pohamować donośny szloch i wyszła z samochodu.
Bezradnie opuścił głowę, przecierając zmęczone powieki. Odpalił silnik, spojrzał w lusterko, w którym widać było kobietę, idącą ze spuszczoną głową. Patrzył na nią aż do momentu, w którym wsiadła do swojego pojazdu. Zdążył zauważyć, że o siebie nie dba... Znał ją na wylot... Jak nikt inny. Widział, że żałuje, że cierpi, że nie ma już sił, że źle to znosi, ale on nie mógł, po prostu nie mógł....
___________________________________________________________________________________________
za wszystkie błędy BARDZO przepraszam.
pozdrawiam Was ciepło:)
N.
czwartek, 12 marca 2015
Proszę, nie ... :(
A jakie jest Wasze zdanie? Czy sądzicie, że to już koniec wątku Hany i Piotra w serialu? Czy Kamilla Baar i Marek Bukowski zdecydowali się odejść :(
Proszę, zaprzeczcie temu. Myślmy optymistycznie... to są tylko głupie plotki, prawda?
To jest tak piękna historia... Nie można tego tak po prostu skończyć.
Pojawiły się spekulacje, że odcienk 590 był ostatnim wspólnym odcinkiem tej pary...
Jest mi przykro i smutno, bo to właśnie dzięki Kamilli i Markowi zaczęłam oglądać "Na dobre..."
środa, 11 marca 2015
miłość wszystko wybacza, we wszystkim pokłada nadzieję III
Leżała, smutna, wpatrzona w widok za oknem. Był śliczny marcowy poranek, jak na tą porę roku, pogoda była naprawdę piękna. Niebo było błękitne, gdzieniegdzie pokryte ledwo widocznymi obłoczkami. Zadumiona wpatrywała się w jasny, poranny błękit. Chciała przewrócić się na drugi bok, lecz nagle coś ukuło ją w podbrzuszku. Zaczęła głęboko oddychać, to już 3 raz tej nocy, zmartwiła się. Powinna iść na kontrolę do Wójcika. W jednej chwili zrobiło jej się duszno. Po pewnym czasie ból ustąpił. Powoli i delikatnie położyła się na plecy. Czuła sie jakby całą noc ćwiczyła na siłowni, albo z kimś się biła.. dosłownie. Była wyczerpana, a nic ciężkiego nie robiła, co mogłoby pozbawić ją sił. Ledwo podniosła się z łóżka. Dziękowała w duchu Wiktorii, za to że udało jej się namówić ją na wzięcie urlopu. Nie dałaby rady isć w takim stanie do szpitala i biegać po oddziale, a co dopiero operować. Z tego co pamiętała dzisiaj miała zaplanowane dwie niełatwe zabiegi. Zebrała wszystkie pozostałe siły i poszła do kuchni. Musiała coś zjeść, ostatni posiłek jadła wczorajszego popołudnia.
Postanowiła wybrać się dziś do ginekologa.
Piotr właśnie zbierał się do wyjścia z domu. Dzwonił wcześniej do Wiktorii, upewnić się czy nadal ma wolny czas. Czuł, że musi z kimś porozmawiać. Wyrzucić z siebie wszystko. Spotkali się z młodą chirurg pod domem rezydentów i postanowili wybrać się do szpitalnego bufetu, było to bowiem najbliższe miejsce, gdzie w spokoju i ciszy można było napić się kawy i pogadać. Weszli do pomieszczenia i usiedli w samym kącie, jak najdalej od pozostałych. Na całe szczęście w kafejce panował mały ruch.
-A więc słucham...- powiedziała Wiki, siadając przy małym, okrągłym stoliku. On usiadł obok, spojrzał na rudowłosą poczym spuścił wzrok.Wiedział, że na niej może polegać, ufał jej, wiec bez owijania w bawełnę postanowił wszystko jej powiedzieć. Zamyślił się na moment, a potem rzekł. -Zdradziła mnie. - kobietę zamurowało. Otworzyła szeroko oczy z niedowierzania.
-Hana? Co? - zmieszała się kobieta, wciąż nie mogąc uwierzyć. - Jesteś pewny...?
-Sama mi o tym powiedziała. - rzekł skruszony. Zapanowała dłuższa cisza. - A ja ją kochałem... Nigdy w taki sposób bym jej nie skrzywdził. - dodał już trochę ciszej. Przetarł zmęczone powieki opuszkami palców. Kobieta chciała dodać mężczyźnie otuchy, lecz nie miała pojęcia jak...
-Nigdy bym się nie spodziewała że....
-Wiesz.. zastanawiam się... dlaczego? Czy miała jakiś powód? - mężczyzna zadał pytania, na które sam nie znał odpowiedzi. - Jest mi ciężko, wiesz? Bo... - tu głos zaczął mu się łamać... - Ona jest w ciąży.. Myślałem, że będę mógł być teraz przy niej... - oparł głowę o swoje dłonie.
-Źle znosi ciążę, wiesz o tym. - odparła smutno konieta.
-Ktoś powinien się nią zaopiekować. Martwię się o nią... ale nie potrafię tak po prostu jej wybaczyć i do niej wrócić... rozumiesz? - oczy miał czerwone od nadmiaru emocji.
Nagle po pomieszczeniu rozległ się dzwięk telefonu Consalidy.
- Tak słucham..... - odebrała po chwili. - Tak oczywiście, już idę, jestem w szpitalu.- rozłączyła się.
-Jeju, przepraszam Cię Piotr. Dzownił Przemek, potrzebują mnie na bloku operacyjnym. Obiecuję Ci, że dokończymy tą rozmowe, dobrze? Przepraszam.
-Jasne, jasne, leć. Dziękuję - wymusił uśmiech w stronę kobiety. - Powodzenia.
-Trzymaj się! -rzekła na odchodne kobieta.
Hana właśnie przyjechała taksówką do szpitala. Powoli ruszyła w stronę budynku. Nie czuła się najlepiej. Przez ostatnie wydarzenia, zmartwienia, stres.... zaniedała swoje zdrowie. A nie powinna... w końcu pod sercem nosi dziecko Piotra. W duchu obiecała sobie, że musi sobie poradzić. Musi zrobić wszystko by urodzić to dziecko. Jakkolwiek byłoby ciężko. Da sobie radę. Sama.
Obie ręce trzymała na brzuchu. Podeszła do recepcji, pytając czy jest dr Wójcik. Okazało się, że musi na niego trochę poczekać, gdyż mężczyzna właśnie przeprowadza operację. Postanowiła usiąść i napić się zielonej herbaty w szpitalnym bufecie. Zupełnie nie spodziewała się kogo tam spotka.
Gdy weszła do pomieszczenia od razu rzuciła jej się w oczy dobrze znana jej postać. Siedział przy jednym ze stolików. Głowę miał spuszczoną. Widać było, że głęboko nad czymś myśli. Dłonią bawił się kolorową husteczką.. Stojąc tak chwilę przy drzwiach miała okazję mu się przypatrzeć. Pod oczyma miał wyraźnie zarysowane cienie, które były skutkiem przemęczenia. Na wyszczuplałej twarzy pojawił sie nowe zmarszczki, a brodę obrósł kilkudniowy zarost. Zabolał ją ten widok. Jeszcze nidgy nie widziała Piotra tak przygnębionego. Chyba wyczuł jej spojrzenie, gdyż właśnie w tym momencie wbił swoje smutne oczy w jej sylwetkę. Ich oddechy jakby na chwilę się zatrzymały, a świat w okół nich przestał istnieć. Patrzyli się na siebie z ogromną tęsknotą, żalem, smutkiem, trochę jakby wyrzutem i złością.. Gwałtownie wstał od stolika, wychodząc jak najprędzej z pomieszczenia. Nie mógł tego znieść. Nawet się z nią nie przywitał. Zraniła go, tak głęboko wbiła sztylet w jego serce, a on wciąż tak bardzo ją kocha. Odprowadziła go wzrokiem do wyjścia i spuściła swe smutne spojrzenie w dół. W jej oczach pojawiły się błyszczące iskierki. Znów chciało jej się płakać, lecz musiała się powstrzymać. Jej ochota na herbate uleciała gdzieś daleko, więc postanowiła usiąść i poczekać.. Poszła w to samo miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział jej mąż. W powietrzu ciągle unosił sie jego zapach. Usiadła i odwróciła głowę w stronę ściany, a po jej policzkach spłynęło kilka samotnych łez...
___________________________________________________________________________________________
Łapcie nieco dłuższy tekst;))
Bardzo przepraszam za błędy! Mam nadzieję, że ta cześć Wam się spodoba, bo mam wrażenie, że wyszła kiepska. Ogólnie... zdaje mi sie, że wyszłam z wprawy... i że wcześniejsze opowiadania były o wiele lepsze.
W każdym razie, zapraszam do lektury!
Pozdrawiam.
N.
Postanowiła wybrać się dziś do ginekologa.
Piotr właśnie zbierał się do wyjścia z domu. Dzwonił wcześniej do Wiktorii, upewnić się czy nadal ma wolny czas. Czuł, że musi z kimś porozmawiać. Wyrzucić z siebie wszystko. Spotkali się z młodą chirurg pod domem rezydentów i postanowili wybrać się do szpitalnego bufetu, było to bowiem najbliższe miejsce, gdzie w spokoju i ciszy można było napić się kawy i pogadać. Weszli do pomieszczenia i usiedli w samym kącie, jak najdalej od pozostałych. Na całe szczęście w kafejce panował mały ruch.
-A więc słucham...- powiedziała Wiki, siadając przy małym, okrągłym stoliku. On usiadł obok, spojrzał na rudowłosą poczym spuścił wzrok.Wiedział, że na niej może polegać, ufał jej, wiec bez owijania w bawełnę postanowił wszystko jej powiedzieć. Zamyślił się na moment, a potem rzekł. -Zdradziła mnie. - kobietę zamurowało. Otworzyła szeroko oczy z niedowierzania.
-Hana? Co? - zmieszała się kobieta, wciąż nie mogąc uwierzyć. - Jesteś pewny...?
-Sama mi o tym powiedziała. - rzekł skruszony. Zapanowała dłuższa cisza. - A ja ją kochałem... Nigdy w taki sposób bym jej nie skrzywdził. - dodał już trochę ciszej. Przetarł zmęczone powieki opuszkami palców. Kobieta chciała dodać mężczyźnie otuchy, lecz nie miała pojęcia jak...
-Nigdy bym się nie spodziewała że....
-Wiesz.. zastanawiam się... dlaczego? Czy miała jakiś powód? - mężczyzna zadał pytania, na które sam nie znał odpowiedzi. - Jest mi ciężko, wiesz? Bo... - tu głos zaczął mu się łamać... - Ona jest w ciąży.. Myślałem, że będę mógł być teraz przy niej... - oparł głowę o swoje dłonie.
-Źle znosi ciążę, wiesz o tym. - odparła smutno konieta.
-Ktoś powinien się nią zaopiekować. Martwię się o nią... ale nie potrafię tak po prostu jej wybaczyć i do niej wrócić... rozumiesz? - oczy miał czerwone od nadmiaru emocji.
Nagle po pomieszczeniu rozległ się dzwięk telefonu Consalidy.
- Tak słucham..... - odebrała po chwili. - Tak oczywiście, już idę, jestem w szpitalu.- rozłączyła się.
-Jeju, przepraszam Cię Piotr. Dzownił Przemek, potrzebują mnie na bloku operacyjnym. Obiecuję Ci, że dokończymy tą rozmowe, dobrze? Przepraszam.
-Jasne, jasne, leć. Dziękuję - wymusił uśmiech w stronę kobiety. - Powodzenia.
-Trzymaj się! -rzekła na odchodne kobieta.
Hana właśnie przyjechała taksówką do szpitala. Powoli ruszyła w stronę budynku. Nie czuła się najlepiej. Przez ostatnie wydarzenia, zmartwienia, stres.... zaniedała swoje zdrowie. A nie powinna... w końcu pod sercem nosi dziecko Piotra. W duchu obiecała sobie, że musi sobie poradzić. Musi zrobić wszystko by urodzić to dziecko. Jakkolwiek byłoby ciężko. Da sobie radę. Sama.
Obie ręce trzymała na brzuchu. Podeszła do recepcji, pytając czy jest dr Wójcik. Okazało się, że musi na niego trochę poczekać, gdyż mężczyzna właśnie przeprowadza operację. Postanowiła usiąść i napić się zielonej herbaty w szpitalnym bufecie. Zupełnie nie spodziewała się kogo tam spotka.
Gdy weszła do pomieszczenia od razu rzuciła jej się w oczy dobrze znana jej postać. Siedział przy jednym ze stolików. Głowę miał spuszczoną. Widać było, że głęboko nad czymś myśli. Dłonią bawił się kolorową husteczką.. Stojąc tak chwilę przy drzwiach miała okazję mu się przypatrzeć. Pod oczyma miał wyraźnie zarysowane cienie, które były skutkiem przemęczenia. Na wyszczuplałej twarzy pojawił sie nowe zmarszczki, a brodę obrósł kilkudniowy zarost. Zabolał ją ten widok. Jeszcze nidgy nie widziała Piotra tak przygnębionego. Chyba wyczuł jej spojrzenie, gdyż właśnie w tym momencie wbił swoje smutne oczy w jej sylwetkę. Ich oddechy jakby na chwilę się zatrzymały, a świat w okół nich przestał istnieć. Patrzyli się na siebie z ogromną tęsknotą, żalem, smutkiem, trochę jakby wyrzutem i złością.. Gwałtownie wstał od stolika, wychodząc jak najprędzej z pomieszczenia. Nie mógł tego znieść. Nawet się z nią nie przywitał. Zraniła go, tak głęboko wbiła sztylet w jego serce, a on wciąż tak bardzo ją kocha. Odprowadziła go wzrokiem do wyjścia i spuściła swe smutne spojrzenie w dół. W jej oczach pojawiły się błyszczące iskierki. Znów chciało jej się płakać, lecz musiała się powstrzymać. Jej ochota na herbate uleciała gdzieś daleko, więc postanowiła usiąść i poczekać.. Poszła w to samo miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział jej mąż. W powietrzu ciągle unosił sie jego zapach. Usiadła i odwróciła głowę w stronę ściany, a po jej policzkach spłynęło kilka samotnych łez...
___________________________________________________________________________________________
Łapcie nieco dłuższy tekst;))
Bardzo przepraszam za błędy! Mam nadzieję, że ta cześć Wam się spodoba, bo mam wrażenie, że wyszła kiepska. Ogólnie... zdaje mi sie, że wyszłam z wprawy... i że wcześniejsze opowiadania były o wiele lepsze.
W każdym razie, zapraszam do lektury!
Pozdrawiam.
N.
poniedziałek, 9 marca 2015
miłość wszystko wybacza, we wszystkim pokłada nadzieję II
Odczytał wiadomość dopiero nad ranem, gdyż w nocy nic nie miało prawa go obudzić, był bowiem tak zmęczony operacją pacjenta, że spał twardo jak kamień. Przeciągnął się leniwie na dwuosobowym łóźku, którego druga połówka była pusta i zimna. Sięgnął po telefon w celu sprawdzenia godziny i właśnie wtedy ujrzał wiadomość od Consalidy. Gdy przeczytał treść nagle zrobiło mu się gorąco. Momentalnie w stał z łóźka i wybrał numer Wiki. Po kilku sygnałach kobieta odebrała.
-Wiki - powiedział pewnie, z lekkim przejęciem - Dopiero przeczytałem wiadomość od Ciebie. Wszystko z nią w porządku? - zapytał.
-Hej, Piotr. Tak, poszła już do domu, zwolniła się z dyżuru, Namówiłam ją po wielkich oporach, by wzięła urlop. Udało się, ma wolne 2 dni. - oznajmiła. Po drugiej stronie słuchawki nastąpiła głucha cisza. - Piotr, jesteś?
-Tak, tak, przepraszam. Wiesz.... Nie wiem co mam robić. - oznajmił skruczony. - Pogubiliśmy się. I jak już pewnie wiesz, nie żyjemy razem.
-Tak, słyszałam - powiedziała cicho kobieta. - Słuchaj, mam dziś wolne popołudnie, jeśli tylko potrzebujesz komuś się wygadać, jestem do dyspozycji. - serdecznie zachęciła Wiki.
-Dziękuję Ci, mam dziś nockę, Zadzwonię do Ciebie później, dobrze?
-Jasne, nie ma problemu. - odpowiedziała wesoło.
-Bardzo Ci dziękuję, że do mnie napisałaś.
-Trzymaj się Piotr. I, może chociaż do niej zadzwoń, co ? - zapytała niepewnie. Zamilkł na moment i po chwili rzekł.
-Ty też.... - rozłączył się, ignorując radę młodej chirurg.
Usiadł spowrotem na niepościelonym łóżku, obracając telefon w dłoni i zastanawiając się co powinien zrobić, Martwił się o nią. Była sama w domu. Co jeśli nagle źle się poczuje, zemdleje? Powinien ktoś z nią teraz być. Jeszcze do tego wczorajsza sytuacja w szpitalu. Spojrzał na zegarek. 8.08. Jest jeszcze wcześnie, na pewno śpi. Oparł głowę o ścianę i popatrzył w sufit. W głowie zaczął sobie przypominać ich beztroskie poranki, pełne miłości i namiętności. Kiedy wplatał dłonie w jej gładkie, długie, miodowe włosy. Kiedy gładził jej piękny policzek, a ona z przyjemności, zamykała oczy i szeptała miłe mu słowa. Tęsknił za rysami jej twarzy, za zapachem, który ciągle doskonale pamiętał. Za miękką, aksamitną cerą, za hipnotyzującym głosem i lśniącymi, przepełnionymi radością, oczami. Brakowało mu jej. Czuł rozrywający ból, gdzieś w okolicy serca. Ból, którego od czasu, gdy powiedziała mu o zdradzie, nie mógł się pozbyć, a kiedy wspominał, tak jak teraz, i ch dawne, wsólne jeszcze życie, ten ból i cierpienie, narastały z jeszcze większą siłą.
Zastanawiał się na tym w każdej wolnej chwili. Czy to także on zawinił? Przypomniał sobie jego słowa, które wypowiedział wieczora, podczas którego pośpiesznie pakował swoje rzeczy, by jak najprędzej znaleźć się przy Tosi w szpitalu.
(...)
-"Bo w takich sytuacjach myśli się najpierw o dziecku, rozumiesz!!?" - z echem odbijały się słowa w jego głowie, głóśne jak dzwon. To musiało tak bardzo ją zaboleć. Naskoczyłem na nią, bo byłem zdenerwowany, ponieważ miałem do tego prawo. Ale nie musiałem, podnosić głosu i wypowiadać akurat tych słow. Żałuję... Szczególnie, że nigdy nic na ten temat nie wspomniała, wręcz przeciwnie, nie była nawet na mnie zła. Tamtego wieczora dzwoniła do mnie kilkukrotnie, by dowiedzieć się czy byle na pewno wszystko w porządku... Szczerze się zmartwiła. Podczas tych rozmów, wyczułem smutek w jej głosie. Być może był on spowodowany wcześniejszą wymianą zdań, a być może wizją samotnej nocy.
Następnego dnia po wypadku to ona znów pierwsza zadzwoniła. Moje myśli krążyły tylko w okół Tosi. Dopiero po czasie uzmysłowiłem sobie, że to ja jestem wszystkiemu winny. Ja ją zaniedbałem, ja doprowadziłem do tego, że nasze małżeństwo zaczynało obracać się w pył. Druga sprawa, dotyczy dziecka. Głęboko nad tym myślałem, postawiłem się na miejscu Hany. Co byłoby gdybym nie miał Tosi? Znów ten ból, w klatce piersiowej. I żal. Do samego siebie. Przed oczyma stanął mi obraz z przeszłości, kiedy to nie dawałem jej wystarczającego wsparcia najpierw, podczas poronienia, później podczas adopcji Martynki i w czasie wielu innych sytuacji, które wcale nie były dla niej proste, a tak naprawdę, była z nimi sama. Mogłem okazać jej więcej miłości. Mogłem częsciej ją przytulać. Mogłem. I bardzo chciałbym cofnąć ten pędzący czas.
Po analizie i wytknięciu sobie każdego jednego błędu, podniosłem się z łóżka i odblokowałem telefon. Na tapecie niezmiennie widniało zdjęcie radosnej Hany. Nie mogłem, miałem w sobie pewną blokadę, która nie pozwalała mi zmienić fotografii....
_________________________________________________________________________
Bardzo Was przepraszam za jakiekolwiek błędy!
Prawdopodobnie jeszcze dopracuję tą część, ale jak na razie trzymajcie taką wersję!
Miłego czytania:)
Dziękuję i pozdrawiam.
N.
sobota, 7 marca 2015
miłość wszystko wybacza, we wszystkim pokłada nadzieję
Postanowiłam nieco przyśpieszyć akcję opowiadania. Wszystko toczy się podobnie jak w serialu. Nie miałam głowy ciąnąć tamtego, możecie traktować ten rozdział jako kontynuację, lecz o nieco innym tytule. Aby przyjemnie się czytało, polecam tą nutkę ---> https://www.youtube.com/watch?v=9AVvjgjGZyk
*********************************************************************************************************
-Pamiętasz jak mnie zostawiłeś samą? Przez tydzień nie raczyłeś się odezwać! Wiedziałam, że masz o wiele ważniejsze sprawy niż ja! Dałeś wyraźnie mi to do zrozumienia, pozostawiając mnie na tak długi czas. Było mi z tym źle - w jej oczach pojawiły się błyszczące iskierki, a jej głos był chropowaty i lekko załamywał się od nadmiaru emocji. - Było mi z tym źle..... - słuchał jej i czuł jak jak psychicznie się załamuje. Widział ją w takim stanie, całą zapłakaną. O zdradzie dowiedział się niecały miesiąc temu. Dotknęło go to niemiłosiernie. Na początku w ogóle nie czuł się winny, dla niego to Ona była winna. Sądził, że jeśli naprawdę się kogoś kocha, nie można go aż tak zranić, nie można go zdradzić. Za każdym razem, kiedy nadażyła się okazja starała się mu wytłumaczyć, chciała by jej wybaczył, Podczas tych rozmów zawsze powtarzała mu, że bez niego nie da sobie rady, że bardzo go kocha, że tamta noc z innym była zupełnie nie ważna. Mówiła ze łzami, że czuła się samotna, Szczerze wyraziła to co czuła, co od dawna ją dusiło wewnątrz. - Nie okazywałeś mi uczuć. - płakała. - Byłeś taki oschły, za każdym razem, kiedy zbliżałam się do Ciebie. Myślałam, że już mnie nie chcesz. Że już mnie nie kochasz, że chcesz wrócić do Tosi i Magdy. - jej słone łzy strumieniem płynęły po jej gładkich, wklęsłych policzkach. - Rozumiesz mnie?- Odkąd ją zostawił, załamała się. Nie było już w niej radości i szczęścia. Widać było że bardzo żałowała swojego błędu. W dodatku, była w ciąży. Powinna o siebie w tym czasie szczególnie dbać. W tym właśnie czasie, najbardziej potrzebny jej był Piotr. - Odezwij się do mnie, proszę. - szepnęła. Zwykle w trakcie tych rozmów, zazwyczaj ona mówiła, on nie mógł na nią patrzeć, miał w sobie blokadę, którą bardzo chciałby złamać, ale nie potrafił.
- Nie potrafię Ci już zaufać, przepraszam. - mocno zamknął powieki. Od dłużeszego czasu po raz pierwszy się odezwał. Zakryła twarz w dłoniach, tłumiąc głęboki, głośny szloch. Jak dotąd zawsze potrafiła zapanowac nad sobą, nad swoimi emocjami, ale teraz ... mur jaki hamował jej uczucia, nagle się zawalił.
Byli w szpitalu, w jednym z pokojów, gdzie lekarze mogą spokojnie wypocząć. Ona była w trakcie dyżuru, on właśnie skończył ciążką operację. Nie było dnia żeby o niej nie myślał. Jak sobie radzi sama. Jak się czuje. Interesowało go to, ale nie był w stanie tak po prostu zapytać. Nie chciał dać jej do zrozumienia, że jej wybaczył.
-Muszę iść, przepraszam. - rzekł nieco ciszej, spojrzał na nią przez ułamek sekundy i udał się po swoje rzeczy, by wreszcie móc wrócić do domu. Zamknął drzwi, a ona gwałtownie usiadła na sofie, chwytając się za brzuch. Od kilku dni nie czuła się najlepiej. Była w ponad 5 miesięcu. Samotne dni, spędzone na myśleniu, zamartwianiu się, wizją samotnej przyszłości, samotnej ciąży, samotnego wychowywania dziecka, tęsknony na mężczyzną, którego kochała nad życie. To wszystko było dodatkowym obciążeniem i skutkiem jej złego samopoczucia. Siedziała skulona i czekała aż jeden z dłuższych skurczy ustąpi. Położyła się opierając o oparcie wersalki. Odetchnęła głęboko. Po kilku minutach poczuła błogą ulgę. Była w trakcie dyżuru, musiała wracać do pacjentek. Podnisła się z kanapy i ruszyła na oddział. Myślała, że spokojnie dokończy pracę i wróci do domu, lecz nagły wypadek kobiety w zaawansowanej ciąży, pokrzyżował jej plany. Nieunikniona była operacja, która trwała kilka godzin. Hana z trudem dotrzymała do końca, była kompletnie bez siły. Zaraz po operacji Wiktoria, z którą operowała pomogła pójść jej do lekarskiego, by mogła się położyć. Kobiecie z bólu łyzy samoistnie wypływały z oczu.
-Hana... - powiedziała przejęta Wiktoria. - może pójde po Wójcika, może da Ci jakieś leki przeciwbólowe? Nie powinnaś była operować tak długo!
-Wiki, proszę, muszę po prostu odpocząć. Nie wołaj go, niepotrzebnie będziesz zawracać mu głowe. Ma dyżur, uwierz, że na pewno jest zajęty. Przejdzie mi.
Chirurg poczekała, aż kobieta uśnie. Przykryła ją kocem i usiadła przy biurku, pijąc zimną już herbatę. Chwyciła do ręki telefon i napisała sms'a do pewnego mężczyzny, który właśnie smacznie śpał, po wyczerpującej pracy. "Piotr, ona cierpi i bardzo Cię potrzebuje. Nikomu o tym nie mówi, ale źle znosi ciążę. Martwię się o nią".
***************************************************************************************************
Bardzo Was przepraszam, za tak długą przerwę. Jestem po prostu załamana obecną sytuacją u Hany i Piotra. Niczego nie obiecuję, ale postaram się co jakiś czas dodawać kolejne części. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze tu zagląda.
Za jakiekolwiek błędy bardzo przepraszam!
*Ściskam Was <3*
N.
*********************************************************************************************************
-Pamiętasz jak mnie zostawiłeś samą? Przez tydzień nie raczyłeś się odezwać! Wiedziałam, że masz o wiele ważniejsze sprawy niż ja! Dałeś wyraźnie mi to do zrozumienia, pozostawiając mnie na tak długi czas. Było mi z tym źle - w jej oczach pojawiły się błyszczące iskierki, a jej głos był chropowaty i lekko załamywał się od nadmiaru emocji. - Było mi z tym źle..... - słuchał jej i czuł jak jak psychicznie się załamuje. Widział ją w takim stanie, całą zapłakaną. O zdradzie dowiedział się niecały miesiąc temu. Dotknęło go to niemiłosiernie. Na początku w ogóle nie czuł się winny, dla niego to Ona była winna. Sądził, że jeśli naprawdę się kogoś kocha, nie można go aż tak zranić, nie można go zdradzić. Za każdym razem, kiedy nadażyła się okazja starała się mu wytłumaczyć, chciała by jej wybaczył, Podczas tych rozmów zawsze powtarzała mu, że bez niego nie da sobie rady, że bardzo go kocha, że tamta noc z innym była zupełnie nie ważna. Mówiła ze łzami, że czuła się samotna, Szczerze wyraziła to co czuła, co od dawna ją dusiło wewnątrz. - Nie okazywałeś mi uczuć. - płakała. - Byłeś taki oschły, za każdym razem, kiedy zbliżałam się do Ciebie. Myślałam, że już mnie nie chcesz. Że już mnie nie kochasz, że chcesz wrócić do Tosi i Magdy. - jej słone łzy strumieniem płynęły po jej gładkich, wklęsłych policzkach. - Rozumiesz mnie?- Odkąd ją zostawił, załamała się. Nie było już w niej radości i szczęścia. Widać było że bardzo żałowała swojego błędu. W dodatku, była w ciąży. Powinna o siebie w tym czasie szczególnie dbać. W tym właśnie czasie, najbardziej potrzebny jej był Piotr. - Odezwij się do mnie, proszę. - szepnęła. Zwykle w trakcie tych rozmów, zazwyczaj ona mówiła, on nie mógł na nią patrzeć, miał w sobie blokadę, którą bardzo chciałby złamać, ale nie potrafił.
- Nie potrafię Ci już zaufać, przepraszam. - mocno zamknął powieki. Od dłużeszego czasu po raz pierwszy się odezwał. Zakryła twarz w dłoniach, tłumiąc głęboki, głośny szloch. Jak dotąd zawsze potrafiła zapanowac nad sobą, nad swoimi emocjami, ale teraz ... mur jaki hamował jej uczucia, nagle się zawalił.
Byli w szpitalu, w jednym z pokojów, gdzie lekarze mogą spokojnie wypocząć. Ona była w trakcie dyżuru, on właśnie skończył ciążką operację. Nie było dnia żeby o niej nie myślał. Jak sobie radzi sama. Jak się czuje. Interesowało go to, ale nie był w stanie tak po prostu zapytać. Nie chciał dać jej do zrozumienia, że jej wybaczył.
-Muszę iść, przepraszam. - rzekł nieco ciszej, spojrzał na nią przez ułamek sekundy i udał się po swoje rzeczy, by wreszcie móc wrócić do domu. Zamknął drzwi, a ona gwałtownie usiadła na sofie, chwytając się za brzuch. Od kilku dni nie czuła się najlepiej. Była w ponad 5 miesięcu. Samotne dni, spędzone na myśleniu, zamartwianiu się, wizją samotnej przyszłości, samotnej ciąży, samotnego wychowywania dziecka, tęsknony na mężczyzną, którego kochała nad życie. To wszystko było dodatkowym obciążeniem i skutkiem jej złego samopoczucia. Siedziała skulona i czekała aż jeden z dłuższych skurczy ustąpi. Położyła się opierając o oparcie wersalki. Odetchnęła głęboko. Po kilku minutach poczuła błogą ulgę. Była w trakcie dyżuru, musiała wracać do pacjentek. Podnisła się z kanapy i ruszyła na oddział. Myślała, że spokojnie dokończy pracę i wróci do domu, lecz nagły wypadek kobiety w zaawansowanej ciąży, pokrzyżował jej plany. Nieunikniona była operacja, która trwała kilka godzin. Hana z trudem dotrzymała do końca, była kompletnie bez siły. Zaraz po operacji Wiktoria, z którą operowała pomogła pójść jej do lekarskiego, by mogła się położyć. Kobiecie z bólu łyzy samoistnie wypływały z oczu.
-Hana... - powiedziała przejęta Wiktoria. - może pójde po Wójcika, może da Ci jakieś leki przeciwbólowe? Nie powinnaś była operować tak długo!
-Wiki, proszę, muszę po prostu odpocząć. Nie wołaj go, niepotrzebnie będziesz zawracać mu głowe. Ma dyżur, uwierz, że na pewno jest zajęty. Przejdzie mi.
Chirurg poczekała, aż kobieta uśnie. Przykryła ją kocem i usiadła przy biurku, pijąc zimną już herbatę. Chwyciła do ręki telefon i napisała sms'a do pewnego mężczyzny, który właśnie smacznie śpał, po wyczerpującej pracy. "Piotr, ona cierpi i bardzo Cię potrzebuje. Nikomu o tym nie mówi, ale źle znosi ciążę. Martwię się o nią".
***************************************************************************************************
Bardzo Was przepraszam, za tak długą przerwę. Jestem po prostu załamana obecną sytuacją u Hany i Piotra. Niczego nie obiecuję, ale postaram się co jakiś czas dodawać kolejne części. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze tu zagląda.
Za jakiekolwiek błędy bardzo przepraszam!
*Ściskam Was <3*
N.
środa, 5 listopada 2014
historia wielkiego uczucia -VI
bardzo, baardzo Was przepraszam :C wiem, nie ma nic na moje usprawiedliwienie, ale nie mam wpływu na własne życie, nie potrafię zwolnić czasu, który mknie jak szalony, nie pozwalając mi zrobić wiele.. jak np. regularnie pisać dla Was opowiadania. jest mi z tego powodu bardzo przykro. Ale niestety, nie rozstaję się z Wami c; byłam, jestem, i mam zamiar długo z Wami być. pomimo tego, że mam bardzo duży niesmak, po tym jak potraktowali wątek Hany i Piotra w serialu.. - staram się myśleć optymistycznie.
a teraz wracam...
przepraszam, za ilość tekstu.... obiecuję, popracuję nad tym!
__________________________________________________________________________-Chcę byś była szczęśliwa .. - szepną, a jego ciepły, miętowy od gumy do żucia, oddech połaskotał ją po policzku, który w ciągu sekundy znów był mokry i lśniący od fali słonych łez.. - Ale... - zatrzymał się na moment, by dobrać odpowiednie słowa. - Ale... zasługujesz na więcej, niż ja mogę Ci dać. Chcę, byś była szczęśliwa, słyszysz..? - jego głos był przepełniony smutkiem i delikatnie drżał od nadmiaru emocji.. - zamknął oczy i oparł swój nos o jej rozpalone czoło. Gdy poczuł, że jest bardzo gorąca, oderwał się od niej i przyłożył swoją chłodną dłoń, którą gładził dotychczas jej policzek, na czole, sprawdzając czy naprawdę ma podwyższoną temperaturę. - Masz gorączkę - rzekł. Uśmiechnęła się smutno pod nosem.
-Hmm.. możliwe.. - odparła, przecierając nos. - Zmarzłam trochę.. Nie sądziłam, że będzie tu taka pogoda, ubrałabym się cieplej.
-Brałaś jakieś leki? - zmartwił się.
-Nie jeszcze nie.. jakoś nie miałam głowy. Pójdę się wymyć, wezmę coś i położę się.. jestem padnięta - zmieszała się trochę. Podniosła leżące dotychczas ubrania i otworzyła drzwi od łazienki. Piotr odsunął się kawałek, poddając się.. Myślał, że uda im się choć trochę zbliżyć do siebie, tymczasem on znów stchórzył, a ona pogubiła się i uciekła. Jednego byli pewni - kochali się, a ta dłuższa rozłąka tylko ich w tym upewniła.
Weszła do łazienki, zamykając za sobą drzwi na klucz. Spojrzała na swoje blade odbicie w lustrze, zadając sobie pytanie co takiego jest z nią nie tak... Nie poznawała samej siebie, zmieniła się. Jeszcze kilka słonych kropel splynęło po jej gorących policzkach, przeszył ja dreszcz spowodowany podwyższona temperatura. Stwierdziła że musi wziąć się w garść. Od nowa zbudować swój silny charakter. Musi to zrobić, nie dla siebie.. dla Piotra. Ale ewidentnie potrzebuje w tym pomocy..
Gdy była już pod prysznicem, usłyszała głośne i natarczywe walenie w drzwi. Przestraszyła się.
-Hana! Hana!.. Muszę wyjść. Magda i Tosia miały poważny wypadek. -krzyczał do niej spod drzwi, nerwowym, łamiącym się głosem.
-Ale jak to..- była w szoku. -Piotr.. wszystko..w porz..- nie zdążyła dokończyć, ponieważ usłyszała trzaśniecie wyjściowymi drzwiami. Pospiesznie ubrała szlafrok i wyszła z łazienki. Nie myliła się, Piotra już nie było.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)