Siedziała tak dość długo. Rozmyślając nad sensem tego wszystkiego i wlepiając swój wzrok w nieco już jasne niebo, które wręcz oblane było milionami gwiazd. Co było jednym z jej ulubionych zajęć. Kiedy postanowiła zadzwonić po taksówkę dzień powoli budził się do życia. Wchodzące słońce rzuciło swoje żółto-pomarańczowe światło na czubki wysokich sosenek, które rosły swobodnie tuż obok szpitalnego budynku. Po ciężkich, deszczowych chmurach nie było śladu, a jedyne co po nich zostało, to duże, lustrzane kałuże. Dzień zapowiadał się ciepły i słoneczny..
Po kilkudziesięciu minutach wreszcie dotarła do domu. Powoli przemierzała kolejne metry, długiego korytarza w jej bloku na jedynym z bogatszych osiedli na warszawskim Wilanowie. Oczy piekły ją niemiłosiernie z powodu braku snu.. a morze wylanych łez jedynie pogorszyły sytuację. Przekręciła zamek w drzwiach i delikatnie je otworzyła. Przywitała ją ciemność. W każdym pomieszczeniu zasłonięte były rolety. Zapaliła światło i rozglądnęła się dookoła. Na jasno-beżowej kanapie w salonie leżał rzucony, nieposkładany, brązowy koc. Na stoliku, tuż obok, stał biały kubek z niedopitą, ulubioną Piotra, czarną herbatą i talerzyk z okruszkami zapewne po kanapkach z serem, szynką i ogórkiem. Na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że przez jakiś czas mężczyzna mieszkał sam i, że w domu brakuje kobiecej ręki. Uśmiechnęła się smutno do siebie i wniosła walizkę do sypialni. Weszła do pomieszczenia... i nagle wybuchła płaczem. Tak cholernie tęskniła, a zapach jej mężczyzny unoszący się w powietrzu po całym domu, a szczególnie w sypialni, przywołał jeszcze większą falę słonych łez i wspomnień. Pułki były pełne od ich wspólnych, oprawionych fotografii. Na ścianie wisiały ramki ze zdjęciami z ich wspólnych podróży. Usiadła na łóżku i zakryła twarz chłodnymi dłońmi. Trochę się uspokoiła.. Rozglądnęła się jeszcze raz po pokoju i wyszła do kuchni zagotować wodę na herbatę, w między czasie otwierając okno, by mieszkanie trochę się przewietrzyło. Zaparzyła zieloną herbatę w dzbanuszku i nalała sobie do ulubionego kubka.. W mieszkaniu panował półmrok, bo zdążyła jedynie odsłonić jedną roletę w kuchni. Nagle usłyszała przekręcany zamek w drzwiach i brzęk kluczy. Lekko się wystraszyła, zrzucając przy tym na podłogę łyżeczkę, którą akurat mieszała swój gorący napój. Odwróciła się i w świetle jedynie małej lampki w rogu salonu, ujrzała sylwetkę Piotra.
-Myślałem, że śpisz.. - odezwał się pierwszy.. delikatnie na nią spoglądając. Ona zaś unikała jego wzroku, wbijając swój w podłogę. Nie kryła swych podpuchniętych oczy, bo raczej mało prawdopodobne było, że by to zauważył.
-W sumie niedawno przyjechałam. -odezwała się lekko zachrypniętym głosem.. Czuła, że trochę przesadziła, siedząc tyle na ławce w tak niskiej temperaturze, a do tego skąpo ubrana.. Cholernie zmarzła.. ale za bardzo się tym nie przejęła.
-Mhm... - zawiesił na niej swój wzrok.
-Nie będę Ci przeszkadzać, pójdę już.. -zmieszała się lekko i chwyciła biały kubek, po czym zamknęła się w sypialni.
Stał na środku salonu. Tak bardzo nie mógł się doczekać, kiedy wróci, a teraz kiedy już tu jest, jest w ich wspólnym mieszkaniu, wbija grube sztylety w jej już i tak zranione serce. Dlaczego? Dlaczego jest taki zimny, pozbawiony uczuć.? przecież miał się zmienić.... Postanowił, że jutro muszą porozmawiać, ale teraz był zmęczony. Stracił pacjenta. To tak jakby popełnić morderstwo. Wiedział, że nie może tak myśleć, obwiniać się, przecież każdemu mogło się to zdarzyć, nikt nie jest najlepszy, ale i tak.. popełnił błąd, zabił człowieka. Zdjął swój granatowy sweter i przerzucił go na oparciu krzesła. Usiadł na sofie, opierając głowę o swoje dłonie. Do jego nozdrzy dotarł zapach jej kwiatowych perfum. Tęsknił, a przecież miał ją, tuż obok, w pokoju. Mógł iść, przytulić ją, wyznać jej to co czuje. Ale nie potrafił, a może się bał, wyrazić swoje uczucia. Nie mógł spać. Tak jak i ona.
Leżała na pościelonym łóżku, wciąż w ubraniach. Nie miała siły się ruszyć. Ani na chwilę nie zmrużyła oka. Dostała kataru, który zdążył już ją porządnie wymęczyć - obok niej leżała duża kubka zużytych już chusteczek. I z początku nie była pewna czy jest on spowodowany przeziębieniem czy po prostu płaczem...
Dopóki nie zaczęła kichać, a lekko zmieniony głos zmienił się w porządną chrypę i duszący kaszel. Wstała cicho z łóżka, otworzyła walizkę i wyjęła ubrania na zmianę, po czym wyszła z sypialni. Myślała, że Piotr śpi, bo, gdy wrócił ze szpitala nie wyglądał najlepiej, tym czasem on wciąż siedział na sofie ze spuszczoną głową.
-Dlaczego nie śpisz? - szepnęła, tak by załagodzić swoją chrypę.. i ulżyć lekko bolącemu gardłu.
-Nie wiem. Nie mogę... - podniósł głowę i spoglądnął na nią.
-Źle wyglądasz. -stwierdziła i siorbnęła nosem. - Coś nie tak w szpitalu? - nie wiedziała czy powinna pytać i czy ma ochotę w ogóle z nią rozmawiać.. przystanęła koło sofy i usiadła na oparciu.
-Mhm.... Straciłem pacjenta.. - mówiąc to, przetarł swoje zmęczone powieki.. a ona popatrzyła na niego błyszczącymi oczyma.
-Przykro mi. - chciała złapać go za rękę, ale odpuściła.. odwróciła głowę w przeciwną stronę. zapadła między nimi grobowa cisza. Pomimo tego, że na dworze było już widno, to okna wciąż mięli zasłonięte roletami.
-Co mam zrobić? - odezwała się pierwsza, wciąż szeptem, lekko drżącym głosem.
Zaskoczyła go tym pytaniem, bo sam nie znał na nie odpowiedzi. Oboje ciężko oddychali, oboje bali się słów które zaraz padną..
-Czasu nie cofniesz. - stwierdził obojętnie, a do jej oczu napłynęły łzy.
-Żałuję. - powiedziała już głośniej, tak że było słychać jej zmieniony głos, a łzy spowodowały, że dostała jeszcze bardziej uciążliwego kataru. - Cholernie żałuję...- Przepraszam.- powiedziała szczerze, łamiącym głosem, patrząc mu w oczy. Po chwili gwałtownie wstała z kanapy, chciała iść do łazienki. Wstał tuż za nią i chwycił za jej łokieć, kiedy była już przy drzwiach łazienki. Upuściła trzymane dotychczas rzeczy do przebrania na ziemię. Wyrwała mu się, odwracając na niego swój wzrok. Oparła się o chłodną ścianę, a on stał zaledwie kilka centymetrów od niej, nawet z takiej odległości czuła jak bije od niego ciepło. Zamknęła oczy, dając upust łzą, które zebrały się w jej oczach.. Czuła jego szybki oddech i dłoń, spoczywającą tuż obok jej głowy, którą podbierał o ścianę. Po chwili ciszy znów przemówiła, patrząc na niego wciąż szklanym wzrokiem.
-Kochasz mnie jeszcze? -wypowiedziała te słowa wolno, z rozrywającą ją tęsknotą, bólem i strachem..
To pytanie jakby stopiło gruby, zimny lód, którym obrosło jego gorące serce. Czule dotknął jej mokrego, ciepłego policzka zewnętrzną stroną swych palców. Stała przed nim. Krucha. Bezbronna, a on poczuł, że jak nagle zrobiło mu się gorąco od uczucia jakie go wypełnia, gdy na nią patrzy. Przejechał delikatnie, drżącymi palcami po jej skroni, odgarniając gładkie, miodowe włosy. Wdychał jej słodki zapach, a ona ze wstrzymanym oddechem czekała na jego odpowiedź.........
*******************************************************************************
przepraszam - trochę długo mnie nie było.
nie mam pojęcia czy ta część mi wyszła...
zastanawiam się czy kontynuować to opowiadanie, czy zacząć kolejne, nowe.. a może dokończyć te poprzednie..?
mam naprawdę dużo pomysłów co do życia Hany i Piotra...
trzymajcie się!:)
środa, 27 sierpnia 2014
środa, 20 sierpnia 2014
historia wielkiego uczucia - IV
Późną nocą samolot z Tel Aviw'u wylądował na warszawskim Okęciu. Lot miała spokojny, choć przy lądowaniu wiał wiatr, więc nie obyło się bez turbulencji. Kiedy wyszła z samolotu orzeźwiło ją chłodne, wilgotne, jesienne powietrze. Strasznie stęskniła się za Polską, za Warszawą, za tutejszym klimatem.To jest jej miejsce. Na zawsze. Nigdzie indziej nie czuje się lepiej, nawet we własnym, rodzinnym domu w Izraelu.
Skierowała się do budynku, wcześniej żegnając sympatyczną panią stewardesse, która, w jaskrawożółtej kamizelce, uprzejmie kierowała pasażerów do głównego budynku. Stojąc w dość długiej kolejce, wyciągnęła telefon i wyłączyła tryb samolotowy, po czym zerknęła na godzinę. 4.39. Pomyślała o Piotrze. Czy smacznie śpi sobie w domu... czy może noc spędził na dyżurze. Nie wiedziała, bo brał różne zmiany. Z tego co mówiła Lena podczas ich ostatniej rozmowy, ciągle widzi chirurga w szpitalu, tak jakby w ogóle z niego nie wychodził. Zmartwiła się tym.
Tuż po kontroli celnej wyszła przed budynek i zadzwoniła po taksówkę. Przez 20 minut stała na zewnątrz w temperaturze zaledwie 10 stopni, mając na sobie jedynie cienką, w zasadzie wiosenną, beżowo-brązową kurteczkę. Zupełnie nie pomyślała o pogodzie tutaj, w Warszawie. Cholernie zmarzła, ale cóż... za własną głupotę trzeba zapłacić..
Trochę się bała pierwszej rozmowy z nim w cztery oczy od tak długiego czasu.. jego reakcji.. Ostatnio często myślała nad tym czy wciąż coś do niej czuje.. Wiedziała, że był na nią zły, za to, że wyjechała praktycznie bez słowa wyjaśnienia. Pierwsza ich wymiana zdań przez telefon skończyła się kłótnią. Ale z czasem jakby o tym zapomnieli i normalnie ze sobą rozmawiali o codziennych sprawach.. tak jakby tęsknota była od nich silniejsza. Czuła, że mu zależy i, że chciałby aby już wróciła. Kilka dni przed podjęciem decyzji powrotu przestał pisać sms'y, dzwonić, coś zaczęło się zmieniać. Martwiła się, że może jest mu bez niej lepiej, lżej bez jej problemów...
O 2 obudziła go pielęgniarka, przekazując że Consalida pilnie potrzebuje go do swojego pacjenta. Pędząc przez szpital na oddział chirurgiczny stwierdził, że zostanie w szpitalu było bardzo dobrą decyzją, bo jak się później okazało nie zdążyłby do chorego, który był w krytycznym stanie. Przywieziono go zaledwie kilka godzin wcześniej po wypadku samochodowym. Mężczyzna w podeszłym wieku miał rozległe urazy wewnętrzne, ale lekarze stwierdzili, że jest stabilny.. do czasu..
Okazało się, że trzeba operować. Wraz z towarzyszącą mu rudowłosą spędzili razem na sali operacyjnej ponad 2 godziny. Niestety ich wysiłek poszedł na marne.. Pacjent miał zbyt słabe serce. Zmarł na stole. Piotr popełnił drobny błąd, który w konsekwencji przyniósł tragiczne skutki.. Stał właśnie oparty o zimną, niebieską ścianę, ślepo patrząc jak pielęgniarka odłącza zmarłego już mężczyznę od całej aparatury.. Obwiniał siebie. Wchodząc na blok operacyjny nie czuł się dobrze, był niewyspany i trochę jakby pozbawiony sił.. ale stwierdził, że sobie poradzi.. niestety pomylił się. Oboje byli wykończeni. Tuż po wyjść z bloku pani doktor wypełniła najważniejsze dokumenty, pozwalając chirurgowi odpocząć po czym sama udała się do hotelu rezydentów. Piotr powoli skierował swoje kroki do lekarskiego. Usiadł na kanapie i schował twarz w dłonie. Źle się czuł. Przetarł zaspane, zmęczone oczy i zmierzwił swoje ciemnobrązowe włosy, zastanawiając się czy jego obecne życie jest jakąś karą od Boga za popełnione w przeszłości błędy. Miał cholerne wyrzuty sumienia. Tęsknił. I boleśnie kochał. Czuł, swoją potarganą duszę i nagle zrozumiał że jest strasznie samotny. Dotarły do niego wszystkie uczucia, które zapewne towarzyszyły Hanie, kiedy tak bardzo ją skrzywdził. Pod jego powiekami zbierały się wilgotne łzy, które szybko opuszkami palców, starł.
Po refleksjach na temat samego siebie.. zmorzył go sen. Obudził się o 5 nad ranem, miał sen. Była w nim Hana i ich wspólne dziecko. To był chłopczyk. Był słodki i oczy miał radosne po mamie. Byli razem w jakimś parku. Kobieta trzymała małego za rękę i zaczęła się oddalać. Szła wzdłuż alejki otoczonej drzewami, po żwirowej drodze. On zaś nie mógł się ruszyć. Krzyczał, aby poczekała na niego, lecz ona go nie słyszała i odeszła. Otworzył zaspane oczy i przetarł wilgotne od potu czoło. To był koszmar, śniło mu się to bardzo często. Wstał z kanapy i wyszedł na korytarz w poszukiwaniu automatu z wodą. Kiedy upijał już kolejny łyk z dala usłyszał wołanie Radwana. Poprosił o konsultację jednego z pacjentów.
Jadąc taksówką i oglądając widok nocnej, zmoczonej jesiennym deszczem, Warszawy, bała sie... Bała się, że znów zostanie sama. Z każdym kilometrem, zbliżając się do szpitala jej serce biło coraz szybciej. Przeszło jej przez myśl, że może nie powinna przeszkadzać mu w pracy i, że lepiej byłoby wrócić do domu i spokojnie na niego poczekać.. Ale.. nie. Musiała go zobaczyć. Teraz.
Podziękowała i zapłaciła kierowcy. Wchodząc do budynku, czuła na sobie przenikliwy wzrok pielęgniarek i znajomych lekarzy. Niektórzy się uśmiechnęli, inni zaś zmierzyli ją ponurym spojrzeniem. Po raz kolejny wróciły do niej myśli, że może nie potrzebnie przyjeżdżała od razu tutaj. Lecz wszystkie te refleksje i zmartwienia uleciały gdzieś daleko, kiedy na drugim końcu korytarza ujrzała znajomą jej postać.. Stał odwrócony do niej plecami , więc nie było szans, aby mógł ją zobaczyć. Zawzięcie dyskutował o czymś z ordynatorem ginekologii, doktorem Radwanem., trzymając w dłoni zapewne wyniki badań i kartę pacjenta. Na jej twarzy momentalnie pojawił się szeroki uśmiech, a w oczach zalśniły iskierki radości. Ruszyła w ich stronę, ciągnąc za sobą niewielką walizkę na kółkach. Przystanęła tuż za nim, zaś ten odwrócił się dopiero, gdy mężczyzna z naprzeciwka zamilkł i wlepił swój kpiący i lekko zdziwiony wzrok w nią. Przekręcił głowę i gdy ujrzał ją zaledwie pół metra od siebie aż zaschło mu w gardle. Nie wierzył w to co właśnie miało miejsce. Po 21. dniach. Męczących, samotnych, cholernych 3 tygodniach, wróciła nie uprzedzając nikogo. Stała przed nim z delikatnym uśmiechem na twarzy. Już po jej wyglądzie stwierdził, że ten wyjazd dobrze jej zrobił, że tego było jej trzeba. Promieniała, tak jak kiedyś.
Puszczając swoją walizkę, rzuciła się na niego, przytulając z całej siły. Objęła rękami jego tors i wtuliła głowę z przymkniętymi oczyma w jego klatkę piersiową. Stał w bezruchu kompletnie nie wiedząc co robić, jak się zachować. Zupełnie podobnie wyglądało ich.. hm.. 'pożegnanie' przed jej zniknięciem. Ona mocno go tuliła, a on stał sparaliżowany i całkowicie zaskoczony.
Kawałek się od niego odsunęła i spojrzała na niego swoimi szaro-niebieskimi ślepiami, trochę jakby posmutniała, jednak wciąż pełna nadziei .. Dotarło do niego jak bardzo mu jej brakowała. I jak bardzo się na niej zawiódł. Nie odezwał się ani słowem, po prostu.. odebrało mu mowę.
A Radwan stwierdził, że przypadek pacjenta mogą omówić trochę później i widząc lekko napiętą sytuację, jedynie chamsko i z jego tradycyjnym, kpiącym uśmiechem rzucił w stronę kobiety:
-Oh! Co za niespodzianka, pani doktor! Jak miło wreszcie panią widzieć! Mam nadzieję, że jakże spontaniczny - tu rzucił okiem w stronę chirurga - i samotny urlop się udał. - spojrzała na niego jedynie trochę smutnym wzrokiem.. nie miała siły denerwować się przez głupie, bezsensowne docinki ordynatora. Zignorowała go, nie odzywając się ani słowem. A Piotr, który postąpił podobnie jak ona - spojrzał na lekarza jedynie z większą pogardą niż smutkiem.
-Dobrze się z tym czujesz? -spojrzała na niego pytającym wzrokiem. -Zostawiłaś mnie, dałaś mi do zrozumienia, że nie jestem Ci potrzebny. Więc nie rozumiem co tutaj robisz. - mówił to z taką obojętnością , bez żadnych uczuć. .to był cios.. nie, strzał.. prosto w jej serce. Liczyła na choć trochę przyjemniejsze powitanie ze strony męża.. Chyba niestety się przeliczyła.. Spuściła głowę i wlepiła wzrok w podłogę, w geście poddania się i przyznania mu racji. Po chwili milczenia, odwróciła głowę w bok, aby unikną wzroku męża i ukryć lekko przeszklone oczy. Chwyciła swoją walizkę i wycofała się. Wyszła prędko ze szpitala, tak by nikt jej nie zauważył - nie miała ochoty nikomu się tłumaczyć.. Usiadła na jednej z ławek, nieco dalej od szpitalnego wejścia, pomimo tego, że było jej cholernie zimno. I choć starała się nie płakać to i tak po jej znów smutnej twarzy, spłynęło kilka łez. Zrobiło jej się strasznie przykro. Miała wrażenie, że Piotr wypowiadając te kilka słów , patrzył się na nią wzrokiem nie, pełnym miłości i ciepła, lecz ze złością, pogardą.. jak na wroga. Gdzieś tam w jej umyśle przyszła taka myśl, że on już jej nie kocha, że uczucie, które od kilku lat budowali i starali się podtrzymać, wygasło, zostawiając za sobą jedynie szary, gęsty dym bólu....
Skierowała się do budynku, wcześniej żegnając sympatyczną panią stewardesse, która, w jaskrawożółtej kamizelce, uprzejmie kierowała pasażerów do głównego budynku. Stojąc w dość długiej kolejce, wyciągnęła telefon i wyłączyła tryb samolotowy, po czym zerknęła na godzinę. 4.39. Pomyślała o Piotrze. Czy smacznie śpi sobie w domu... czy może noc spędził na dyżurze. Nie wiedziała, bo brał różne zmiany. Z tego co mówiła Lena podczas ich ostatniej rozmowy, ciągle widzi chirurga w szpitalu, tak jakby w ogóle z niego nie wychodził. Zmartwiła się tym.
Tuż po kontroli celnej wyszła przed budynek i zadzwoniła po taksówkę. Przez 20 minut stała na zewnątrz w temperaturze zaledwie 10 stopni, mając na sobie jedynie cienką, w zasadzie wiosenną, beżowo-brązową kurteczkę. Zupełnie nie pomyślała o pogodzie tutaj, w Warszawie. Cholernie zmarzła, ale cóż... za własną głupotę trzeba zapłacić..
Trochę się bała pierwszej rozmowy z nim w cztery oczy od tak długiego czasu.. jego reakcji.. Ostatnio często myślała nad tym czy wciąż coś do niej czuje.. Wiedziała, że był na nią zły, za to, że wyjechała praktycznie bez słowa wyjaśnienia. Pierwsza ich wymiana zdań przez telefon skończyła się kłótnią. Ale z czasem jakby o tym zapomnieli i normalnie ze sobą rozmawiali o codziennych sprawach.. tak jakby tęsknota była od nich silniejsza. Czuła, że mu zależy i, że chciałby aby już wróciła. Kilka dni przed podjęciem decyzji powrotu przestał pisać sms'y, dzwonić, coś zaczęło się zmieniać. Martwiła się, że może jest mu bez niej lepiej, lżej bez jej problemów...
O 2 obudziła go pielęgniarka, przekazując że Consalida pilnie potrzebuje go do swojego pacjenta. Pędząc przez szpital na oddział chirurgiczny stwierdził, że zostanie w szpitalu było bardzo dobrą decyzją, bo jak się później okazało nie zdążyłby do chorego, który był w krytycznym stanie. Przywieziono go zaledwie kilka godzin wcześniej po wypadku samochodowym. Mężczyzna w podeszłym wieku miał rozległe urazy wewnętrzne, ale lekarze stwierdzili, że jest stabilny.. do czasu..
Okazało się, że trzeba operować. Wraz z towarzyszącą mu rudowłosą spędzili razem na sali operacyjnej ponad 2 godziny. Niestety ich wysiłek poszedł na marne.. Pacjent miał zbyt słabe serce. Zmarł na stole. Piotr popełnił drobny błąd, który w konsekwencji przyniósł tragiczne skutki.. Stał właśnie oparty o zimną, niebieską ścianę, ślepo patrząc jak pielęgniarka odłącza zmarłego już mężczyznę od całej aparatury.. Obwiniał siebie. Wchodząc na blok operacyjny nie czuł się dobrze, był niewyspany i trochę jakby pozbawiony sił.. ale stwierdził, że sobie poradzi.. niestety pomylił się. Oboje byli wykończeni. Tuż po wyjść z bloku pani doktor wypełniła najważniejsze dokumenty, pozwalając chirurgowi odpocząć po czym sama udała się do hotelu rezydentów. Piotr powoli skierował swoje kroki do lekarskiego. Usiadł na kanapie i schował twarz w dłonie. Źle się czuł. Przetarł zaspane, zmęczone oczy i zmierzwił swoje ciemnobrązowe włosy, zastanawiając się czy jego obecne życie jest jakąś karą od Boga za popełnione w przeszłości błędy. Miał cholerne wyrzuty sumienia. Tęsknił. I boleśnie kochał. Czuł, swoją potarganą duszę i nagle zrozumiał że jest strasznie samotny. Dotarły do niego wszystkie uczucia, które zapewne towarzyszyły Hanie, kiedy tak bardzo ją skrzywdził. Pod jego powiekami zbierały się wilgotne łzy, które szybko opuszkami palców, starł.
Po refleksjach na temat samego siebie.. zmorzył go sen. Obudził się o 5 nad ranem, miał sen. Była w nim Hana i ich wspólne dziecko. To był chłopczyk. Był słodki i oczy miał radosne po mamie. Byli razem w jakimś parku. Kobieta trzymała małego za rękę i zaczęła się oddalać. Szła wzdłuż alejki otoczonej drzewami, po żwirowej drodze. On zaś nie mógł się ruszyć. Krzyczał, aby poczekała na niego, lecz ona go nie słyszała i odeszła. Otworzył zaspane oczy i przetarł wilgotne od potu czoło. To był koszmar, śniło mu się to bardzo często. Wstał z kanapy i wyszedł na korytarz w poszukiwaniu automatu z wodą. Kiedy upijał już kolejny łyk z dala usłyszał wołanie Radwana. Poprosił o konsultację jednego z pacjentów.
Jadąc taksówką i oglądając widok nocnej, zmoczonej jesiennym deszczem, Warszawy, bała sie... Bała się, że znów zostanie sama. Z każdym kilometrem, zbliżając się do szpitala jej serce biło coraz szybciej. Przeszło jej przez myśl, że może nie powinna przeszkadzać mu w pracy i, że lepiej byłoby wrócić do domu i spokojnie na niego poczekać.. Ale.. nie. Musiała go zobaczyć. Teraz.
Podziękowała i zapłaciła kierowcy. Wchodząc do budynku, czuła na sobie przenikliwy wzrok pielęgniarek i znajomych lekarzy. Niektórzy się uśmiechnęli, inni zaś zmierzyli ją ponurym spojrzeniem. Po raz kolejny wróciły do niej myśli, że może nie potrzebnie przyjeżdżała od razu tutaj. Lecz wszystkie te refleksje i zmartwienia uleciały gdzieś daleko, kiedy na drugim końcu korytarza ujrzała znajomą jej postać.. Stał odwrócony do niej plecami , więc nie było szans, aby mógł ją zobaczyć. Zawzięcie dyskutował o czymś z ordynatorem ginekologii, doktorem Radwanem., trzymając w dłoni zapewne wyniki badań i kartę pacjenta. Na jej twarzy momentalnie pojawił się szeroki uśmiech, a w oczach zalśniły iskierki radości. Ruszyła w ich stronę, ciągnąc za sobą niewielką walizkę na kółkach. Przystanęła tuż za nim, zaś ten odwrócił się dopiero, gdy mężczyzna z naprzeciwka zamilkł i wlepił swój kpiący i lekko zdziwiony wzrok w nią. Przekręcił głowę i gdy ujrzał ją zaledwie pół metra od siebie aż zaschło mu w gardle. Nie wierzył w to co właśnie miało miejsce. Po 21. dniach. Męczących, samotnych, cholernych 3 tygodniach, wróciła nie uprzedzając nikogo. Stała przed nim z delikatnym uśmiechem na twarzy. Już po jej wyglądzie stwierdził, że ten wyjazd dobrze jej zrobił, że tego było jej trzeba. Promieniała, tak jak kiedyś.
Puszczając swoją walizkę, rzuciła się na niego, przytulając z całej siły. Objęła rękami jego tors i wtuliła głowę z przymkniętymi oczyma w jego klatkę piersiową. Stał w bezruchu kompletnie nie wiedząc co robić, jak się zachować. Zupełnie podobnie wyglądało ich.. hm.. 'pożegnanie' przed jej zniknięciem. Ona mocno go tuliła, a on stał sparaliżowany i całkowicie zaskoczony.
Kawałek się od niego odsunęła i spojrzała na niego swoimi szaro-niebieskimi ślepiami, trochę jakby posmutniała, jednak wciąż pełna nadziei .. Dotarło do niego jak bardzo mu jej brakowała. I jak bardzo się na niej zawiódł. Nie odezwał się ani słowem, po prostu.. odebrało mu mowę.
A Radwan stwierdził, że przypadek pacjenta mogą omówić trochę później i widząc lekko napiętą sytuację, jedynie chamsko i z jego tradycyjnym, kpiącym uśmiechem rzucił w stronę kobiety:
-Oh! Co za niespodzianka, pani doktor! Jak miło wreszcie panią widzieć! Mam nadzieję, że jakże spontaniczny - tu rzucił okiem w stronę chirurga - i samotny urlop się udał. - spojrzała na niego jedynie trochę smutnym wzrokiem.. nie miała siły denerwować się przez głupie, bezsensowne docinki ordynatora. Zignorowała go, nie odzywając się ani słowem. A Piotr, który postąpił podobnie jak ona - spojrzał na lekarza jedynie z większą pogardą niż smutkiem.
-Dobrze się z tym czujesz? -spojrzała na niego pytającym wzrokiem. -Zostawiłaś mnie, dałaś mi do zrozumienia, że nie jestem Ci potrzebny. Więc nie rozumiem co tutaj robisz. - mówił to z taką obojętnością , bez żadnych uczuć. .to był cios.. nie, strzał.. prosto w jej serce. Liczyła na choć trochę przyjemniejsze powitanie ze strony męża.. Chyba niestety się przeliczyła.. Spuściła głowę i wlepiła wzrok w podłogę, w geście poddania się i przyznania mu racji. Po chwili milczenia, odwróciła głowę w bok, aby unikną wzroku męża i ukryć lekko przeszklone oczy. Chwyciła swoją walizkę i wycofała się. Wyszła prędko ze szpitala, tak by nikt jej nie zauważył - nie miała ochoty nikomu się tłumaczyć.. Usiadła na jednej z ławek, nieco dalej od szpitalnego wejścia, pomimo tego, że było jej cholernie zimno. I choć starała się nie płakać to i tak po jej znów smutnej twarzy, spłynęło kilka łez. Zrobiło jej się strasznie przykro. Miała wrażenie, że Piotr wypowiadając te kilka słów , patrzył się na nią wzrokiem nie, pełnym miłości i ciepła, lecz ze złością, pogardą.. jak na wroga. Gdzieś tam w jej umyśle przyszła taka myśl, że on już jej nie kocha, że uczucie, które od kilku lat budowali i starali się podtrzymać, wygasło, zostawiając za sobą jedynie szary, gęsty dym bólu....
wtorek, 19 sierpnia 2014
historia wielkiego uczucia - III
Dwa tygodnie później...
Nic się nie zmieniło. Ona wciąż nie wróciła, a ja powoli zacząłem tracić nadzieję, na naszą wspólną przyszłość.. coś mi podpowiadało, żebym się nie poddawał, bo za dużo mam do stracenia.. ale kiedy tak siedziałem samotnie, w pustym domu, a jedynym moim towarzyszem był rytmicznie tykający zegar w przedpokoju, zagłębiając się we własnych myślach nad sensem tego wszystkiego, cały mój zapał do starania się i odbudowywania od nowa naszego uczucia.. naszej miłości, ulatywał gdzieś daleko.
Czułem się jak wrak, który pogubił swoje zardzewiałe śrubki, trzymające go w całości..
Tęskniłem, a ta tęsknota nasilała się bardziej.. z każdym kolejnym dniem.
Był listopadowy wieczór. Za oknem deszcz cicho grał swoją melancholijną melodię, którą co chwilę przeplatał jasnymi, rażącymi piorunami.
Siedziałem w salonie, na jasnobeżowej kanapie, a w ręce trzymałem sklejone już zdjęcie USG.. naszego dziecka.. to, które podarłem zaledwie miesiąc temu. Nie miałem sumienia, aby je wyrzucić. Wpatrywałem się w nie i myślałem, co by było gdybym był wtedy przy niej.. Wszystko byłoby inaczej.. Takie rozmyślanie dodawało mi jakby siły.. i motywację, że muszę się zmienić.. muszę nauczyć okazywać się więcej miłości i ciepła mojej żonie.
Chwyciłem za telefon, który właśnie "tańczył" od wibracji na szklanym stoliku.
-Halo? - odebrałem.
-Piotr, proszę możesz przyjechać do szpitala? - usłyszałem zdenerwowany głos Wiktorii.
-Tak, jasne, będę jak najszybciej.-odpowiedziałem niemal natychmiast. Ucieszyłem się, że nie będę musiał spędzić kolejnego smutnego wieczoru w domu.
Chwyciłem w pośpiechu jedynie kluczyki od samochodu i wyszedłem, zatrzaskując za sobą drzwi.
I choć na dworze wcale nie było ciepło, bo w końcu był środek jesieni, była burza, a krople z nieba wirowaly w rytm nadany przez chłodny wiatr, porywając że sobą złoto-brązowe liście, on nie założył nawet płaszcza.. miał na sobie jedynie ciemnogranatowy sweter zapinany pod szyją. Jak widać dbanie o siebie nie wchodziło w grę. Hana zawsze go upominała i dbała o niego .. teraz niestety nie było nikogo kto robiłby to za nią...
Jechał jedną z głównych, warszawskich ulic, była noc i padał deszcz, więc warunki do jazdy nie były zbyt dobre, jednak on lubił jeździć samochodem o takiej porze dnia i w taką pogodę. Stał właśnie na światłach przy skrzyżowaniu. Myślał, a w tle cicho grała ich ulubiona płyta i piosenka, która tylko ożywiła wspólne wspomnienia. Na jego twarzy można było dostrzec ledwo widoczne unoszące się kąciki ust.. smutny uśmiech... Myślał. Kiedy to się wreszcie stanie.. Kiedy do niego wróci? Postanowił, że jutro z samego rana do niej zadzwoni. Miał potrzebę usłyszeć jej hipnotyzujący, ciepły, aksamitny głos. Czy można kochać kogoś jeszcze mocniej? Dlaczego uświadomił sobie to tak późno..? może nawet za późno...
Kiedy dojechał do Leśnej Góry okazało się, że skomplikowana sytuacja z pacjentem Wiktorii jest już opanowana.. Lecz Gawryło udzielił kilku rad i porozmawiał chwilę z koleżanką.
Była już późna godzina.. Powrót do domu nie miał dla niego najmniejszego sensu... Te wszystkie myśli, emocje, zmartwienia w jego głowie, zmęczyły go. Po tym jak młoda chirurg opuściła pokój lekarski, usiadł na kanapie z kubkiem herbaty w dłoni. Upił łyk i odstawił na niski stolik. Oparł plecy o duże wygodne poduszki i nie czując kiedy, zasnął....
Mijał właśnie 3 tydzień odkąd wyjechała...21 dni temu zostawiła go samego, uciekła, porzucając wszystkie problemy, nieskończone sprawy i niedomówienia ... opuściła męża. Dla niej to był zwykły wyjazd, nie myślała o tym co będzie, o przyszłości, jakie skutki będzie miała ta decyzja. To było spontaniczne. W czasie kiedy Piotr był w szpitalu na dyżurze, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, wcześniej załatwiając wszystkie sprawy dotyczące pracy z dyrektorem i wyjechała do Izraela. Musiała. Bo czuła, że powoli popada w jakąś pieprzoną paranoje, depresje...
Dzień wcześniej.
Był ciepły wieczór. Siedziała otulona kocem na werandzie, która była oświetlona tylko małym lampionikiem tuż nad niebieskimi drzwiami. Delikatnie bujała się na drewnianej, starej, dwuosobowej huśtawce, którą zrobił jej ojczym kilkanaście lat temu. Wsłuchiwała się w fale morza, które delikatnie uderzały o brzeg. W prawej dłoni trzymała kubek z zieloną herbatą, zaś w drugiej, zdjęcie, które zawsze nosiła zgięte w pół w portfelu. Na kawałku papieru widniała uwieczniona chwila, której nigdy nie zapomni.
Ślub. Za tydzień minie równy rok. Wróciła myślami do tamtego wydarzenia. Uśmiechnęła się do siebie. Komiczna sytuacja - zawarcie związku małżeńskiego i ślubne "tak" wypowiedziane w szpitalnej sali, na oddziale ginekologicznym.. Ta myśl wywołała jeszcze większy śmiech na jej twarzy. Sama przed sobą musiała przyznać że ostatnio bardzo rzadko się uśmiechała, a co dopiero śmiała...
Jej życie legło w niemałych.. gruzach. Została sama, z własnej woli. Trzymając w dłoni fotografie, na której szczęśliwa tuliła się do męża - głowę miała opartą na jego klatce piersiowej, a oczy miała przymknięte.. wsłuchiwała się w rytmiczne uderzenia jego serca. On zaś delikatnie trzymał jedną dłoń na jej plecach, a drugą na ramieniu. Tęskniła za tym. Za bliskością, dotykiem, ciepłem.. ale przede wszystkim za jego miłością i troską. Tego wieczoru zdała sobie sprawę, że już czas.. wrócić
*********************************************************************************
mam nadzieję, że teraz będę miała trochę czasu ..
cieszę się, że są tacy którym podobają się moje opowiadania.
co do tej części... nie jestem zbytnio zadowolona, no ale cóż..
za wszelkie błędy bardzo przepraszam (!)
mam też pewien pomysł na opowiadanie.. ale nie o Hanie i Piotrze, lecz o bohaterach Na Krawędzi 2...
ale czy cokolwiek powstanie - nie wiem...
ostatnio nie mam coś głowy do pisania :c a bardzo lubię to robić... :c
w każdym razie - BARDZO DZIĘKUJĘ - komentarze motywują :)
Nic się nie zmieniło. Ona wciąż nie wróciła, a ja powoli zacząłem tracić nadzieję, na naszą wspólną przyszłość.. coś mi podpowiadało, żebym się nie poddawał, bo za dużo mam do stracenia.. ale kiedy tak siedziałem samotnie, w pustym domu, a jedynym moim towarzyszem był rytmicznie tykający zegar w przedpokoju, zagłębiając się we własnych myślach nad sensem tego wszystkiego, cały mój zapał do starania się i odbudowywania od nowa naszego uczucia.. naszej miłości, ulatywał gdzieś daleko.
Czułem się jak wrak, który pogubił swoje zardzewiałe śrubki, trzymające go w całości..
Tęskniłem, a ta tęsknota nasilała się bardziej.. z każdym kolejnym dniem.
Był listopadowy wieczór. Za oknem deszcz cicho grał swoją melancholijną melodię, którą co chwilę przeplatał jasnymi, rażącymi piorunami.
Siedziałem w salonie, na jasnobeżowej kanapie, a w ręce trzymałem sklejone już zdjęcie USG.. naszego dziecka.. to, które podarłem zaledwie miesiąc temu. Nie miałem sumienia, aby je wyrzucić. Wpatrywałem się w nie i myślałem, co by było gdybym był wtedy przy niej.. Wszystko byłoby inaczej.. Takie rozmyślanie dodawało mi jakby siły.. i motywację, że muszę się zmienić.. muszę nauczyć okazywać się więcej miłości i ciepła mojej żonie.
Chwyciłem za telefon, który właśnie "tańczył" od wibracji na szklanym stoliku.
-Halo? - odebrałem.
-Piotr, proszę możesz przyjechać do szpitala? - usłyszałem zdenerwowany głos Wiktorii.
-Tak, jasne, będę jak najszybciej.-odpowiedziałem niemal natychmiast. Ucieszyłem się, że nie będę musiał spędzić kolejnego smutnego wieczoru w domu.
Chwyciłem w pośpiechu jedynie kluczyki od samochodu i wyszedłem, zatrzaskując za sobą drzwi.
I choć na dworze wcale nie było ciepło, bo w końcu był środek jesieni, była burza, a krople z nieba wirowaly w rytm nadany przez chłodny wiatr, porywając że sobą złoto-brązowe liście, on nie założył nawet płaszcza.. miał na sobie jedynie ciemnogranatowy sweter zapinany pod szyją. Jak widać dbanie o siebie nie wchodziło w grę. Hana zawsze go upominała i dbała o niego .. teraz niestety nie było nikogo kto robiłby to za nią...
Jechał jedną z głównych, warszawskich ulic, była noc i padał deszcz, więc warunki do jazdy nie były zbyt dobre, jednak on lubił jeździć samochodem o takiej porze dnia i w taką pogodę. Stał właśnie na światłach przy skrzyżowaniu. Myślał, a w tle cicho grała ich ulubiona płyta i piosenka, która tylko ożywiła wspólne wspomnienia. Na jego twarzy można było dostrzec ledwo widoczne unoszące się kąciki ust.. smutny uśmiech... Myślał. Kiedy to się wreszcie stanie.. Kiedy do niego wróci? Postanowił, że jutro z samego rana do niej zadzwoni. Miał potrzebę usłyszeć jej hipnotyzujący, ciepły, aksamitny głos. Czy można kochać kogoś jeszcze mocniej? Dlaczego uświadomił sobie to tak późno..? może nawet za późno...
Kiedy dojechał do Leśnej Góry okazało się, że skomplikowana sytuacja z pacjentem Wiktorii jest już opanowana.. Lecz Gawryło udzielił kilku rad i porozmawiał chwilę z koleżanką.
Była już późna godzina.. Powrót do domu nie miał dla niego najmniejszego sensu... Te wszystkie myśli, emocje, zmartwienia w jego głowie, zmęczyły go. Po tym jak młoda chirurg opuściła pokój lekarski, usiadł na kanapie z kubkiem herbaty w dłoni. Upił łyk i odstawił na niski stolik. Oparł plecy o duże wygodne poduszki i nie czując kiedy, zasnął....
Mijał właśnie 3 tydzień odkąd wyjechała...21 dni temu zostawiła go samego, uciekła, porzucając wszystkie problemy, nieskończone sprawy i niedomówienia ... opuściła męża. Dla niej to był zwykły wyjazd, nie myślała o tym co będzie, o przyszłości, jakie skutki będzie miała ta decyzja. To było spontaniczne. W czasie kiedy Piotr był w szpitalu na dyżurze, spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, wcześniej załatwiając wszystkie sprawy dotyczące pracy z dyrektorem i wyjechała do Izraela. Musiała. Bo czuła, że powoli popada w jakąś pieprzoną paranoje, depresje...
Dzień wcześniej.
Był ciepły wieczór. Siedziała otulona kocem na werandzie, która była oświetlona tylko małym lampionikiem tuż nad niebieskimi drzwiami. Delikatnie bujała się na drewnianej, starej, dwuosobowej huśtawce, którą zrobił jej ojczym kilkanaście lat temu. Wsłuchiwała się w fale morza, które delikatnie uderzały o brzeg. W prawej dłoni trzymała kubek z zieloną herbatą, zaś w drugiej, zdjęcie, które zawsze nosiła zgięte w pół w portfelu. Na kawałku papieru widniała uwieczniona chwila, której nigdy nie zapomni.
Ślub. Za tydzień minie równy rok. Wróciła myślami do tamtego wydarzenia. Uśmiechnęła się do siebie. Komiczna sytuacja - zawarcie związku małżeńskiego i ślubne "tak" wypowiedziane w szpitalnej sali, na oddziale ginekologicznym.. Ta myśl wywołała jeszcze większy śmiech na jej twarzy. Sama przed sobą musiała przyznać że ostatnio bardzo rzadko się uśmiechała, a co dopiero śmiała...
Jej życie legło w niemałych.. gruzach. Została sama, z własnej woli. Trzymając w dłoni fotografie, na której szczęśliwa tuliła się do męża - głowę miała opartą na jego klatce piersiowej, a oczy miała przymknięte.. wsłuchiwała się w rytmiczne uderzenia jego serca. On zaś delikatnie trzymał jedną dłoń na jej plecach, a drugą na ramieniu. Tęskniła za tym. Za bliskością, dotykiem, ciepłem.. ale przede wszystkim za jego miłością i troską. Tego wieczoru zdała sobie sprawę, że już czas.. wrócić
*********************************************************************************
mam nadzieję, że teraz będę miała trochę czasu ..
cieszę się, że są tacy którym podobają się moje opowiadania.
co do tej części... nie jestem zbytnio zadowolona, no ale cóż..
za wszelkie błędy bardzo przepraszam (!)
mam też pewien pomysł na opowiadanie.. ale nie o Hanie i Piotrze, lecz o bohaterach Na Krawędzi 2...
ale czy cokolwiek powstanie - nie wiem...
ostatnio nie mam coś głowy do pisania :c a bardzo lubię to robić... :c
w każdym razie - BARDZO DZIĘKUJĘ - komentarze motywują :)
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
historia wielkiego uczucia - II.
Czułem się źle po naszej wczorajszej sprzeczce. Wszedłem do szpitala i udałem się prosto do pokoju lekarskiego, aby móc przebrać się w swój niebieski strój do pracy. Byłem w garderobie, kiedy usłyszałem znajome mi głosy. Hana z Przemkiem właśnie weszli do lekarskiego.
-To jakbyś potrzebował mnie do pacjentki z 16. , jestem do twoich usług. -oznajmiła kobieta.
-Dzięki siostra. Odezwę się. Myślę, że ta operacja będzie konieczna. Opowiadaj co tam u Ciebie? Jakaś nieswoja dzisiaj jesteś.... - na słowa brata, Hana uśmiechnęła się smutno.
-Chyba potrzebuję braterskiego ramienia... -powiedziała cicho, a Przemek od razu spełnił jej prośbę i mocno ją przytulił.
-Hej, księżniczko, mam nadzieję, że w domu męskiego ramienia Ci nie brakuje, co?
-Nie... coś ty. Wszystko jest w porządku. Stęskniłam się po prostu. - mówiąc to, czułem jak w gardle stanęła mi wielka gula. Bardzo dobrze wie, że wcale nie jest dobrze.. a ona mnie broni. Gdyby Przemek dowiedział się jak jest naprawdę, prawdopodobnie byłoby już po mnie. W jednej chwili zrobiło mi się smutno. Źle ją traktowałem. Kolejny już raz ją skrzywdziłem. Przecież ona jest tak wrażliwa, wszystko odczuwa dużo bardziej...
Od tamtej kłótni Hana stwarzała pozory, że wszystko jest dobrze, nie płakała, nie chodziła aż tak bardzo przygnębiona, ale za to unikała mnie jak ognia... Nie przytulaliśmy się, nie całowaliśmy, żadnego dotyku. nic. Nie zachowywaliśmy się w ogóle jak para, jak dwoje zakochanych ludzi...
Wiem, że przede mną, na siłę udaje szczęśliwą, a w rzeczywistości wcale nie jest. Czasem, gdy myśli, że nie widzę, idzie do kuchni, skąd mamy piękny widok na Warszawę.. -Specjalnie kupiliśmy mieszkanie na prawie 20 piętrze, bo Hana kocha widoki na miasto.. a szczególnie nocą. - staje z kubkiem herbaty przy oknie i rozmyśla. Wtedy ukazuje się jej prawdziwy stan. Jest smutna i przygnębiona, a jej oczy delikatnie błyszczą. Jest sobą, gdy myśli że jest sama, gdy nikt na nią nie patrzy. Wiem, że robi to dla mnie.. a przyczyną tego są te okropne słowa, które tamtego dania powiedziałem jej prosto w oczy. Ani razu już... nie użalała się nad sobą. Pomimo tego, że ja nie byłem dla niej wsparciem, ona o mnie dbała - robiła kanapki, gotowała, prasowała koszule, bo dobrze wie że tego nie lubię. Niby wszystko było normalnie, ale tak naprawdę ta cała sytuacja dusiła nas oboje. Ledwo co rozmawialiśmy. Spaliśmy w jednym łóżku, w ogóle się nie dotykając.. czasem Hana zasypiała w salonie... i to wszystko była moja wina.
Zmieniła się. Bardzo. Schudła, bo mało co jadła. Oczy miała podkrążone - prawie co dzień słyszałem jej cichy szloch.. albo zamykała się w łazience.. albo w nocy, przytulała się mocno do poduszki, chowając głowę i próbując zagłuszyć płacz. Często wstawała w środku nocy i bezsensownie wpatrywała się w widok za oknem. Nie mówiła o swoich uczuciach. Tłumiła je w sobie, jakby bała się że znowu wybuchnę.
Jakieś 3 tygodnie później, po tej kłótni, wyjechała.. zostawiając mi tylko jedne jedyne słowo. -
Często brałem tę kartkę do rąk. Tysiące razy wypowiadałem te słowo na głos, jakby dawało mi nadzieję, że naprawdę... wróci..
Mijały kolejne dni.. samotne dni. Dzwoniłem do niej niemalże codziennie, ale nie zawsze odbierała. W ciągu 6 dniu rozmawialiśmy ledwo 3 razy, i były to rozmowy dosłownie kilkuminutowe, bo albo ja byłem na dyżurze, albo ona była zajęta.
Nie pytałem dlaczego to zrobiła.. ale pierwszą, najważniejszą dla mnie informacją, była wiadomość czy nic jej nie jest, jak się czuje i przede wszystkim gdzie wyjechała. - musiałem mieć pewność że jest bezpieczna..
Mogłem się tego domyślić. Pojechała do Izraela, do rodziny.. Z jej głosu mogłem wyczytać, że jest tam szczęśliwa. Cieszyłem się, choć cholernie za nią tęskniłem.
Podczas drugiej rozmowy zapytałem kiedy wróci... najpierw odpowiedziała mi głucha cisza, po drugiej stronie słuchawki, tak jakby zastanawiała się, czy dobrze zrobiła pisząc słowo "wrócę" i czy faktycznie.. było prawdą.
-Nie wiem...-usłyszałem jej skruszony głos.
To było dla mnie jasne.. - na pewno nie wróci w najbliższym czasie.. może za miesiąc, pół roku, rok.
Przekląłem się w myślach -idioto! co ty narobiłeś!
Kiedy się rozłączyła, rzuciłem telefonem o ziemię. Nerwowo przeczesałem włosy i podparłem głowę o trzęsące się ręce.
W trakcie tych kilku rozmów, nie mówiliśmy o naszych uczuciach, ale po tonie naszych głosów w powietrzu można było wyczuć niesamowicie silną tęsknotę.. jakby żal, wyrzuty ... i miłość....
...............
C.D.N
hmm... nie wiem czy dobrze robię, pisząc to, bo mam wrażenie jakby wszystko się mieszało i nic nie trzymało się kupy...
za wszelkie błędy - bardzo przepraszam.
bardzo dziękuję, tym którzy przeczytali poprzednie opowiadania, za miłe słowa.
to wiele dla mnie znaczy.
trzymajcie się.
-To jakbyś potrzebował mnie do pacjentki z 16. , jestem do twoich usług. -oznajmiła kobieta.
-Dzięki siostra. Odezwę się. Myślę, że ta operacja będzie konieczna. Opowiadaj co tam u Ciebie? Jakaś nieswoja dzisiaj jesteś.... - na słowa brata, Hana uśmiechnęła się smutno.
-Chyba potrzebuję braterskiego ramienia... -powiedziała cicho, a Przemek od razu spełnił jej prośbę i mocno ją przytulił.
-Hej, księżniczko, mam nadzieję, że w domu męskiego ramienia Ci nie brakuje, co?
-Nie... coś ty. Wszystko jest w porządku. Stęskniłam się po prostu. - mówiąc to, czułem jak w gardle stanęła mi wielka gula. Bardzo dobrze wie, że wcale nie jest dobrze.. a ona mnie broni. Gdyby Przemek dowiedział się jak jest naprawdę, prawdopodobnie byłoby już po mnie. W jednej chwili zrobiło mi się smutno. Źle ją traktowałem. Kolejny już raz ją skrzywdziłem. Przecież ona jest tak wrażliwa, wszystko odczuwa dużo bardziej...
Od tamtej kłótni Hana stwarzała pozory, że wszystko jest dobrze, nie płakała, nie chodziła aż tak bardzo przygnębiona, ale za to unikała mnie jak ognia... Nie przytulaliśmy się, nie całowaliśmy, żadnego dotyku. nic. Nie zachowywaliśmy się w ogóle jak para, jak dwoje zakochanych ludzi...
Wiem, że przede mną, na siłę udaje szczęśliwą, a w rzeczywistości wcale nie jest. Czasem, gdy myśli, że nie widzę, idzie do kuchni, skąd mamy piękny widok na Warszawę.. -Specjalnie kupiliśmy mieszkanie na prawie 20 piętrze, bo Hana kocha widoki na miasto.. a szczególnie nocą. - staje z kubkiem herbaty przy oknie i rozmyśla. Wtedy ukazuje się jej prawdziwy stan. Jest smutna i przygnębiona, a jej oczy delikatnie błyszczą. Jest sobą, gdy myśli że jest sama, gdy nikt na nią nie patrzy. Wiem, że robi to dla mnie.. a przyczyną tego są te okropne słowa, które tamtego dania powiedziałem jej prosto w oczy. Ani razu już... nie użalała się nad sobą. Pomimo tego, że ja nie byłem dla niej wsparciem, ona o mnie dbała - robiła kanapki, gotowała, prasowała koszule, bo dobrze wie że tego nie lubię. Niby wszystko było normalnie, ale tak naprawdę ta cała sytuacja dusiła nas oboje. Ledwo co rozmawialiśmy. Spaliśmy w jednym łóżku, w ogóle się nie dotykając.. czasem Hana zasypiała w salonie... i to wszystko była moja wina.
Zmieniła się. Bardzo. Schudła, bo mało co jadła. Oczy miała podkrążone - prawie co dzień słyszałem jej cichy szloch.. albo zamykała się w łazience.. albo w nocy, przytulała się mocno do poduszki, chowając głowę i próbując zagłuszyć płacz. Często wstawała w środku nocy i bezsensownie wpatrywała się w widok za oknem. Nie mówiła o swoich uczuciach. Tłumiła je w sobie, jakby bała się że znowu wybuchnę.
Jakieś 3 tygodnie później, po tej kłótni, wyjechała.. zostawiając mi tylko jedne jedyne słowo. -
Często brałem tę kartkę do rąk. Tysiące razy wypowiadałem te słowo na głos, jakby dawało mi nadzieję, że naprawdę... wróci..
Mijały kolejne dni.. samotne dni. Dzwoniłem do niej niemalże codziennie, ale nie zawsze odbierała. W ciągu 6 dniu rozmawialiśmy ledwo 3 razy, i były to rozmowy dosłownie kilkuminutowe, bo albo ja byłem na dyżurze, albo ona była zajęta.
Nie pytałem dlaczego to zrobiła.. ale pierwszą, najważniejszą dla mnie informacją, była wiadomość czy nic jej nie jest, jak się czuje i przede wszystkim gdzie wyjechała. - musiałem mieć pewność że jest bezpieczna..
Mogłem się tego domyślić. Pojechała do Izraela, do rodziny.. Z jej głosu mogłem wyczytać, że jest tam szczęśliwa. Cieszyłem się, choć cholernie za nią tęskniłem.
Podczas drugiej rozmowy zapytałem kiedy wróci... najpierw odpowiedziała mi głucha cisza, po drugiej stronie słuchawki, tak jakby zastanawiała się, czy dobrze zrobiła pisząc słowo "wrócę" i czy faktycznie.. było prawdą.
-Nie wiem...-usłyszałem jej skruszony głos.
To było dla mnie jasne.. - na pewno nie wróci w najbliższym czasie.. może za miesiąc, pół roku, rok.
Przekląłem się w myślach -idioto! co ty narobiłeś!
Kiedy się rozłączyła, rzuciłem telefonem o ziemię. Nerwowo przeczesałem włosy i podparłem głowę o trzęsące się ręce.
W trakcie tych kilku rozmów, nie mówiliśmy o naszych uczuciach, ale po tonie naszych głosów w powietrzu można było wyczuć niesamowicie silną tęsknotę.. jakby żal, wyrzuty ... i miłość....
...............
C.D.N
hmm... nie wiem czy dobrze robię, pisząc to, bo mam wrażenie jakby wszystko się mieszało i nic nie trzymało się kupy...
za wszelkie błędy - bardzo przepraszam.
bardzo dziękuję, tym którzy przeczytali poprzednie opowiadania, za miłe słowa.
to wiele dla mnie znaczy.
trzymajcie się.
niedziela, 10 sierpnia 2014
historia wielkiego uczucia
Wróciłem późnym popołudniem, po ciężkim dyżurze, do domu. Po dzisiejszym dniu miałem nadzieję, że wszystko wychodzi na prostą, że relacje między nami będą już cieplejsze. Poczułem, że coś zaczęło się zmieniać, że wraca moja dawna, silna, nigdy nie poddająca się, Hana. Lecz niestety... pomyliłem się.
Wszedłem do domu, odłożyłem kluczki i telefon na półkę. Rozglądnąłem się dookoła, w mieszkaniu panował spokój. Przeszył mnie lekki strach i przeczucie, że to nie oznacza nic dobrego.
-Hana? - zawołałem, z nadzieja, że zaraz wyjdzie z kuchni i czule powita mnie z uśmiechem na twarzy.
Ale tak się nie stało. Nie tym razem.
Zobaczyłem kartkę na stole, sięgnąłem po nią. Czułem jak moje serce momentalnie przyspieszyło.
Na oślepiająco białym papierze widniało tylko jedne jedyne słowo... - "Wrócę"- w ciągu sekundy przez moją głowę przeleciało tysiące myśli. Czy to ja zawiniłem? -byłem pewien, że tak.. Co ją skłoniło do tego, aby wyjechać?-skarciłem się w duchu, tutaj odpowiedź była oczywista... Nie radziła sobie. Oboje się pogubiliśmy. Ostanie wydarzenia, problemy z założeniem rodziny. To wszystko miało nieodwracalny wpływ.
Sięgnąłem do kieszeni, wyjąłem telefon i wybrałem numer Hany. Sygnał za sygnałem, nic, cisza. Kilka razy nabiłem się na sekretarkę, ostatecznie zostawiając krótką wiadomość, aby odezwała się do mnie, że wszystko u niej w porządku. Zastanawiałem się gdzie mogła wyjechać... I skoro zostawiła mi wiadomość, że wróci... na pewno wróci.. to za ile? Poczułem w głębi siebie wielką pustkę. Pomimo tego, że między nami nie działo się ostatnio najlepiej, wciąż ją kochałem. Z każdym dniem coraz mocniej. Wmawiałem sobie, że kryzysy w małżeństwie są rzeczą naturalną...
Od czasu jej wyjazdu moje życie wyglądało tak samo. Wszystko było takie szare, melancholijne.. smutne. Wstawałem rano, szedłem do pracy, pragnąc zostać w niej jak najdłużej, aby uniknąć samotności w domu.. Godzinami wpatrywałem się w tapetę mojego telefonu, na której była uśmiechnięta Hana. Wróciłem pamięcią do jeszcze nie tak dalekich wspomnień - kiedy zrobiłem to zdjęcie.. Pewnego dnia, zaraz po tym jak wróciłem z konsultacji z Gdańska, wybraliśmy się na długi spacer wzdłuż Wisły. Trzymaliśmy się za ręce. A ona była szczęśliwa. Stęskniona tuliła się do mojego ramienia, a ja czułem że niczego już mi nie potrzeba, bo mam przy sobie cały mój świat.
A teraz nie mam nic.... zostało mi jedynie wpatrywać się nieustannie w jej zdjęcie, wspominać, spać w zimnym łóżku wtulony do jej pachnącej wanilią, koszulki.
Byłem wściekły. Na siebie. Jak mogłem doprowadzić do tego, że nasze relacje aż tak się ochłodziły. Ona pragnie dziecka, a ja nie mogę nic zrobić.
Cierpiała, kiedy Paula zabrała Martynkę. To był trudny czas, nie rozumieliśmy się. Oczywiście, chciałem założyć z nią rodzinę, mieć z nią dzieci.. ale własne dzieci.. Może wtedy popełniłem niewybaczalny błąd? Sam już nie wiem...
Po czasie, wszystko wydawało się wracać do normy. Czasem zdarzało się, że miała dobry nastrój, uśmiechała się. Nawet udawało mi się ją rozśmieszyć. Było widać, że rany w jej rozdartym sercu powoli się goją..
Pewnego razu wróciłem do domu wściekły. Miałem zły dzień. Coś źle poszło w pracy. Liczyłem na to, że Ona poprawi mi humor. Wszedłem do mieszkania i zobaczyłem siedzącą na łóżku Hanę ze zdjęciem USG sprzed roku. Moje nerwy nie wytrzymały. Wybuchłem. Zacząłem krzyczeć.
-Dlaczego ciągle do tego wracasz?! Po co to rozpamiętujesz?! Stało się, widocznie taki był nasz los! Ciągle tylko się nad sobą użalasz, a pomyślałaś też choć raz o mnie? -krzyczałem, a ze złości mój głos się łamał. To co wtedy powiedziałem, od dawna dusiłem w sobie. Czułem, że jej nie wystarczam, że oddala się ode mnie. Zawsze staranie się o dziecko było na pierwszym planie. Czułem się odrzucony..
Spojrzałem w jej oczy. Były strasznie smutne. Miała mokre policzki, bo pewnie wcześniej szlochała, ale teraz... Po prostu patrzyła się na mnie szarymi, lekko opuchniętymi oczami. Do dziś nie wiem dlaczego tak wybuchłem. To wszystko mnie chyba przerosło. Wyrwałem gwałtownie zdjęcie z jej dłoni i podarłem je na drobny mak. Wyszła z pokoju, zakrywając twarz, aby powstrzymać głośny szloch. Zamknęła się w łazience, a ja usiadłem na łóżku, miałem dość, a ze złości łzawiły mi oczy. Tamten moment zmienił naszą codzienność o 180 stopni. W mieszkaniu zapadła cisza, słyszałem tylko rytmiczne tykanie zegara. Po kilkunastu minutach rozległ się głos przekręcanego klucza w drzwiach łazienki. Wyszła i udała się do kuchni, a ja czułem że nie mam ochoty z nią rozmawiać, a tym bardziej ją widzieć. Trzasnąłem drzwiami od sypialni i resztę dnia przeleżałem w łóżku. Wsłuchiwałem się jak Hana krząta się cicho po mieszkaniu i nie wiedząc kiedy, usnąłem. Czułem się jak na jawie, ale zdawałem sobie sprawę co dzieje się w okół mnie. Czułem czyiś wzrok na sobie, ale nie miałem siły aby otworzyć zaspane powieki. Znam Hanę bardzo dobrze i wiem, że nie lubi spać sama. Zawsze mówiła, że ma koszmary. Kiedyś wyjechałem na wieś do ojca, bo miał do mnie jakąś pilną sprawę. Rozmawialiśmy przez telefon do późna w nocy, dopóki nie zasnęła. Jak później przyznała, słysząc mój głos, czuła się bezpiecznie. Teraz kiedy bardzo się pokłóciliśmy, wiedziałem że na noc zostanie w salonie. I szczerze się z tego cieszyłem, bo moja złość wciąż do końca nie opadła.
Czułem jej wzrok i jakby siedziała obok mnie. Lekko otworzyłem oczy i ujrzałem jej smutną twarz w świetle księżyca i ulicznych latarni. Była pełnia. Odwrócona w stronę okna, siedziała na brzegu łóżka. Głowę miała spuszczoną, i pewnie gdyby się odwróciła dostrzegłbym błyszczące ślady po łzach na jej policzkach. Nie mogła spać. Zawsze miała z tym problem, gdy coś ją gnębiło. Zazwyczaj w takich momentach mocno tuliłem ją do siebie i zasypiała. Ale dziś nie miałem ochoty na nic, nawet na to żeby ją przytulić, zwłaszcza, że jej obecny stan był z mojej winy... Chciałem się wyspać, nie zwracając na nic uwagi, przekręciłem się na drugi bok i ponownie zamknąłem oczy. Chwilę później podniosła się z łóżka. Podeszła z mojej strony i delikatnie pogładziła moją dłoń. Właśnie wtedy poczułem w sercu niesamowicie silne uczucie wyrzutów sumienia. Tej nocy już nie zasnąłem.. Około 4. usłyszałem stłumione, paniczne krzyki dochodzące z salonu, a później jakby szloch. To Hana. Coś jej się śniło. Jest jedną z najbardziej delikatnych i czułych kobiet jakie znam. Jest taką osobą, która silnie ma potrzebę czuć się bezpiecznie. Bardzo doceniałem jej wrażliwość. Zawsze, gdy była między nami jakaś napięta i niemiła sytuacja i nie było mnie przy niej, źle spała.. Dziś było dokładnie tak samo, ale ja nie mogłem nic zrobić.. a właściwie nie chciałem nic zrobić.. Wtedy po raz pierwszy zachowałem się jak egoista w stosunku do swojej własnej żony. Nie poszedłem do niej, nie przytuliłem jej..
Wstałem rano dość wcześnie, bo stwierdziłem że leżenie w łóżku jest bez sensu, szczególnie wtedy gdy dopada cię bezsenność. Hany już nie było, słyszałem jak jakąś godzinę temu wyszła. Udałem się do kuchni po szklankę wody. Mój wzrok przykuł kuchenny stół, na którym znajdował się talerz ze świeżymi kanapkami, przykryty przeźroczystą, plastikową miską. Przeżyłem niemały szok. Czułem, że sumienie Hany też wdało się we znaki.. Zrobiło mi się przykro. Pomimo tego jak zachowałem się dzień wcześniej ona robi mi śniadanie... a pewnie sama nic nie zjadła.
Dochodziła godzina popołudniowa, więc wyszykowałem się i pojechałem do szpitala. Zawsze, gdy nasz dzień wyglądał podobnie.. Kiedy ja miałem na popołudnie, Hana do mnie dzwoniła, albo w wolnej chwili pisała miłosne sms'y. Dziś było inaczej.. Ani jednego telefonu, ani jednego sms'a....
C.D.N.
witam. na wstępie powiem, że nie posiadam zbytnich umiejętności pisarskich, lecz czytając różne opowiadania o Hanie i Piotrze, postanowiłam spróbować własnych sił..
cóż... mam tylko nadzieję, że spodoba Wam się mój pomysł, a za wszelkie błędy bardzo przepraszam..
n.
Wszedłem do domu, odłożyłem kluczki i telefon na półkę. Rozglądnąłem się dookoła, w mieszkaniu panował spokój. Przeszył mnie lekki strach i przeczucie, że to nie oznacza nic dobrego.
-Hana? - zawołałem, z nadzieja, że zaraz wyjdzie z kuchni i czule powita mnie z uśmiechem na twarzy.
Ale tak się nie stało. Nie tym razem.
Zobaczyłem kartkę na stole, sięgnąłem po nią. Czułem jak moje serce momentalnie przyspieszyło.
Na oślepiająco białym papierze widniało tylko jedne jedyne słowo... - "Wrócę"- w ciągu sekundy przez moją głowę przeleciało tysiące myśli. Czy to ja zawiniłem? -byłem pewien, że tak.. Co ją skłoniło do tego, aby wyjechać?-skarciłem się w duchu, tutaj odpowiedź była oczywista... Nie radziła sobie. Oboje się pogubiliśmy. Ostanie wydarzenia, problemy z założeniem rodziny. To wszystko miało nieodwracalny wpływ.
Sięgnąłem do kieszeni, wyjąłem telefon i wybrałem numer Hany. Sygnał za sygnałem, nic, cisza. Kilka razy nabiłem się na sekretarkę, ostatecznie zostawiając krótką wiadomość, aby odezwała się do mnie, że wszystko u niej w porządku. Zastanawiałem się gdzie mogła wyjechać... I skoro zostawiła mi wiadomość, że wróci... na pewno wróci.. to za ile? Poczułem w głębi siebie wielką pustkę. Pomimo tego, że między nami nie działo się ostatnio najlepiej, wciąż ją kochałem. Z każdym dniem coraz mocniej. Wmawiałem sobie, że kryzysy w małżeństwie są rzeczą naturalną...
Od czasu jej wyjazdu moje życie wyglądało tak samo. Wszystko było takie szare, melancholijne.. smutne. Wstawałem rano, szedłem do pracy, pragnąc zostać w niej jak najdłużej, aby uniknąć samotności w domu.. Godzinami wpatrywałem się w tapetę mojego telefonu, na której była uśmiechnięta Hana. Wróciłem pamięcią do jeszcze nie tak dalekich wspomnień - kiedy zrobiłem to zdjęcie.. Pewnego dnia, zaraz po tym jak wróciłem z konsultacji z Gdańska, wybraliśmy się na długi spacer wzdłuż Wisły. Trzymaliśmy się za ręce. A ona była szczęśliwa. Stęskniona tuliła się do mojego ramienia, a ja czułem że niczego już mi nie potrzeba, bo mam przy sobie cały mój świat.
A teraz nie mam nic.... zostało mi jedynie wpatrywać się nieustannie w jej zdjęcie, wspominać, spać w zimnym łóżku wtulony do jej pachnącej wanilią, koszulki.
Byłem wściekły. Na siebie. Jak mogłem doprowadzić do tego, że nasze relacje aż tak się ochłodziły. Ona pragnie dziecka, a ja nie mogę nic zrobić.
Cierpiała, kiedy Paula zabrała Martynkę. To był trudny czas, nie rozumieliśmy się. Oczywiście, chciałem założyć z nią rodzinę, mieć z nią dzieci.. ale własne dzieci.. Może wtedy popełniłem niewybaczalny błąd? Sam już nie wiem...
Po czasie, wszystko wydawało się wracać do normy. Czasem zdarzało się, że miała dobry nastrój, uśmiechała się. Nawet udawało mi się ją rozśmieszyć. Było widać, że rany w jej rozdartym sercu powoli się goją..
Pewnego razu wróciłem do domu wściekły. Miałem zły dzień. Coś źle poszło w pracy. Liczyłem na to, że Ona poprawi mi humor. Wszedłem do mieszkania i zobaczyłem siedzącą na łóżku Hanę ze zdjęciem USG sprzed roku. Moje nerwy nie wytrzymały. Wybuchłem. Zacząłem krzyczeć.
-Dlaczego ciągle do tego wracasz?! Po co to rozpamiętujesz?! Stało się, widocznie taki był nasz los! Ciągle tylko się nad sobą użalasz, a pomyślałaś też choć raz o mnie? -krzyczałem, a ze złości mój głos się łamał. To co wtedy powiedziałem, od dawna dusiłem w sobie. Czułem, że jej nie wystarczam, że oddala się ode mnie. Zawsze staranie się o dziecko było na pierwszym planie. Czułem się odrzucony..
Spojrzałem w jej oczy. Były strasznie smutne. Miała mokre policzki, bo pewnie wcześniej szlochała, ale teraz... Po prostu patrzyła się na mnie szarymi, lekko opuchniętymi oczami. Do dziś nie wiem dlaczego tak wybuchłem. To wszystko mnie chyba przerosło. Wyrwałem gwałtownie zdjęcie z jej dłoni i podarłem je na drobny mak. Wyszła z pokoju, zakrywając twarz, aby powstrzymać głośny szloch. Zamknęła się w łazience, a ja usiadłem na łóżku, miałem dość, a ze złości łzawiły mi oczy. Tamten moment zmienił naszą codzienność o 180 stopni. W mieszkaniu zapadła cisza, słyszałem tylko rytmiczne tykanie zegara. Po kilkunastu minutach rozległ się głos przekręcanego klucza w drzwiach łazienki. Wyszła i udała się do kuchni, a ja czułem że nie mam ochoty z nią rozmawiać, a tym bardziej ją widzieć. Trzasnąłem drzwiami od sypialni i resztę dnia przeleżałem w łóżku. Wsłuchiwałem się jak Hana krząta się cicho po mieszkaniu i nie wiedząc kiedy, usnąłem. Czułem się jak na jawie, ale zdawałem sobie sprawę co dzieje się w okół mnie. Czułem czyiś wzrok na sobie, ale nie miałem siły aby otworzyć zaspane powieki. Znam Hanę bardzo dobrze i wiem, że nie lubi spać sama. Zawsze mówiła, że ma koszmary. Kiedyś wyjechałem na wieś do ojca, bo miał do mnie jakąś pilną sprawę. Rozmawialiśmy przez telefon do późna w nocy, dopóki nie zasnęła. Jak później przyznała, słysząc mój głos, czuła się bezpiecznie. Teraz kiedy bardzo się pokłóciliśmy, wiedziałem że na noc zostanie w salonie. I szczerze się z tego cieszyłem, bo moja złość wciąż do końca nie opadła.
Czułem jej wzrok i jakby siedziała obok mnie. Lekko otworzyłem oczy i ujrzałem jej smutną twarz w świetle księżyca i ulicznych latarni. Była pełnia. Odwrócona w stronę okna, siedziała na brzegu łóżka. Głowę miała spuszczoną, i pewnie gdyby się odwróciła dostrzegłbym błyszczące ślady po łzach na jej policzkach. Nie mogła spać. Zawsze miała z tym problem, gdy coś ją gnębiło. Zazwyczaj w takich momentach mocno tuliłem ją do siebie i zasypiała. Ale dziś nie miałem ochoty na nic, nawet na to żeby ją przytulić, zwłaszcza, że jej obecny stan był z mojej winy... Chciałem się wyspać, nie zwracając na nic uwagi, przekręciłem się na drugi bok i ponownie zamknąłem oczy. Chwilę później podniosła się z łóżka. Podeszła z mojej strony i delikatnie pogładziła moją dłoń. Właśnie wtedy poczułem w sercu niesamowicie silne uczucie wyrzutów sumienia. Tej nocy już nie zasnąłem.. Około 4. usłyszałem stłumione, paniczne krzyki dochodzące z salonu, a później jakby szloch. To Hana. Coś jej się śniło. Jest jedną z najbardziej delikatnych i czułych kobiet jakie znam. Jest taką osobą, która silnie ma potrzebę czuć się bezpiecznie. Bardzo doceniałem jej wrażliwość. Zawsze, gdy była między nami jakaś napięta i niemiła sytuacja i nie było mnie przy niej, źle spała.. Dziś było dokładnie tak samo, ale ja nie mogłem nic zrobić.. a właściwie nie chciałem nic zrobić.. Wtedy po raz pierwszy zachowałem się jak egoista w stosunku do swojej własnej żony. Nie poszedłem do niej, nie przytuliłem jej..
Wstałem rano dość wcześnie, bo stwierdziłem że leżenie w łóżku jest bez sensu, szczególnie wtedy gdy dopada cię bezsenność. Hany już nie było, słyszałem jak jakąś godzinę temu wyszła. Udałem się do kuchni po szklankę wody. Mój wzrok przykuł kuchenny stół, na którym znajdował się talerz ze świeżymi kanapkami, przykryty przeźroczystą, plastikową miską. Przeżyłem niemały szok. Czułem, że sumienie Hany też wdało się we znaki.. Zrobiło mi się przykro. Pomimo tego jak zachowałem się dzień wcześniej ona robi mi śniadanie... a pewnie sama nic nie zjadła.
Dochodziła godzina popołudniowa, więc wyszykowałem się i pojechałem do szpitala. Zawsze, gdy nasz dzień wyglądał podobnie.. Kiedy ja miałem na popołudnie, Hana do mnie dzwoniła, albo w wolnej chwili pisała miłosne sms'y. Dziś było inaczej.. Ani jednego telefonu, ani jednego sms'a....
C.D.N.
witam. na wstępie powiem, że nie posiadam zbytnich umiejętności pisarskich, lecz czytając różne opowiadania o Hanie i Piotrze, postanowiłam spróbować własnych sił..
cóż... mam tylko nadzieję, że spodoba Wam się mój pomysł, a za wszelkie błędy bardzo przepraszam..
n.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)